Wsłuchiwałem się w słowa męża, nic mu nie odpowiadając, w tej chwili powoli idąc do łazienki, czując jak cały stres atakuje mój żołądek i nim się zorientowałem, zwymiotowałem wszystko, co w sobie tylko miałem, jeden człowiek a tak wiele krzywy mi sprawił psychicznej i fizycznej.
- Miki, wszystko dobrze? - Słysząc zmartwiony głos Soreya, wchodzącego do łazienki kiwnąłem delikatnie głową, przemywając twarz, to było straszne uczucie, gdy twoja psychika nie była w stanie wygrać z twoim żołądkiem a może i na odwrót sam już nie wiem, po prostu źle się czuję.- Nie umniejszając ci skarbie, ale dobrze to ty nie wyglądasz - Dodał, głaszcząc mnie delikatnie po włosach, gdy umyłem już zęby, wtulając się w jego ciało.
- Jestem troszeczkę zmęczony, nie mogę jednak zostawić cię ze wszystkim samego, to ty masz odpoczywać nie ja. Ja sobie jakoś poradzę - Wyznałem, nie mogąc przecież okazywać słabości, to znaczy mogę okazywać słabość, bo tego nauczyłem się od męża jednakże nie w tej chwili, w tej chwili to ja muszę być tym silnym i dbać o jego zdrowie, a nie na odwrót.
- Możesz, oczywiście, że możesz. Obiecuje, że nie zrobię niczego głupiego. Zrobię obiad i troszeczkę ogarnę dom i nic więcej dodatkowo nie będę robić, obiecuję - Mój mąż pocałował mnie w usta, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Nie jestem pewien czy to aby na pewno dobry pomysł - Odparłem, niepewnie patrząc w jego oczy.
- Miki, nie jestem przecież umierający, wszystko jest ze mną dobrze, a ty odpocznij, gdyby mój stan się zmienił, od razu ci o tym powiem dobrze? - Po jego słowach westchnąłem ciężko. Wiedząc, że i tak nie odpuści, a je nie czuję się na tyle dobrze, aby się z nim kłócić lub dyskutować.
- Dobrze, położę się, jednak gdyby coś było nie tak, proszę, obudź mnie - Poprosiłem, wychodząc, dopiero gdy kiwnął głową, mogłem iść do salonu, gdzie położyłem się na kanapie wraz z synem, który chciał położyć się razem ze mną a wraz z nim psiak i tak o to miałem na kanapie psiaka i dziecko. Jak miło jest leżeć z dzieckiem i psiakiem na małej kanapie.
Nie specjalnie się wyspałem a wszystko to z powodu chłopca i psiaka, którzy ciągle się wiercili, wybudzając mnie ze snu. Wzdychając ciężko, w końcu wstałem, poprawiając wciąż śpiącego syna, idąc do kuchni z psiakiem, który od razu ruszył za mną, witając się z mężem.
- Wyspałeś się owieczko? - Spytał, przyglądając mi się uważnie.
- Nie za bardzo, Merlin i Cosmo strasznie się wiercili - Wyjaśniłem, poprawiając dłonią włosy, zerkając na obiad, który przygotowywał mój mąż. - Zupa? No proszę, porwałeś się na krupnik - Uśmiechnąłem się do męża, przytulając do jego pleców.
- Tak, chciałem spróbować coś nowego - Wyjaśnił, odwracając głowę w moją stronę, uśmiechając się ciepło.
- Jesteś kochany - Szczerze powiedziałem, zerkając na zegarek. - Skarbie pójdziesz po Misaki? Ja dokończę obiad za ciebie - Poprosiłem, samemu nie chcąc iść po małą, to nie tak, że mam ją gdzieś po prostu nie chcę wyjść na dwór sam, kto wie, czy mój oprawca gdzieś tam nie chodzi.
- Oczywiście, już idę - Kiwnął głową, oddając w moje ręce obiad, który spokojnie miałem zamiar skończyć.
- A Sorey, zabierz ze sobą Cosmo, niech też się przejdzie na spacer. Misaki ucieszy się, gdy go zobaczy - Poprosiłem, zerkając na szczeniaka, który siedział obok mojej nogi, czekając na jakieś przekąski, co za mały potworek za jedzenie zrobiłby wszystko.
- Jesteś pewien? Może lepiej, aby został z wami w razie czego - Odezwał się zmartwiony, czemu? Nie wiem.
- Sorey, spokojnie przecież jest dzień, nikt nie zechce się tu włamać. A mały niech idzie na spacer, dobrze mu to zrobi - Wyznałem, podchodząc do haczyka, z którego zdjąłem obroże i smycz podając go mężowi. - Kup mu proszę jeszcze jakieś smakołyki - Dodałem, zerkając na psiaka, który ganiał za własnym ogonem, czyż on nie jest rozkoszny? Moja mała słodka kuleczka.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz