Słysząc głos mojego męża, rozbrzmiewający w mojej głowie odpowiedziałem mu, mimo że nie do końca byłem przekonany czy powinienem mu to mówić. Znajdowałem się bowiem w sali treningowej, gdzie Laulah trenowała z Arthurem, a coś czuję, że konflikt między nimi może tylko z tego powodu wzrosnąć.
- Tu jesteście, zapraszam wszystkich na obiad - Alisha wchodząca do sali zwróciła naszą uwagę, uśmiechając się do nas ciepło. Sorey natomiast idący za nią wcale taki uśmiechnięty nie był... Oj nie był ani trochę tym bardziej, gdy ujrzał Arthura, za którym nie przepadał, co mnie w żadnym wypadku nie zaskakiwało. Ja sam też nie chciałem mieć niewspólnego z Arthurem, niestety pani jeziora jest jego opiekunem dla tego tam, gdzie ona tam i on proste.
Sorey bez słowa chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia, wołając za sobą dzieci które grzecznie ruszyły za nami do jadalni, siadając na krześle jak najbliżej miejsca zajmującego się przez Alishy.
Mam tylko nadzieję, że nie wywoła to żadnych głębszych konfliktów, już i tak najlepiej między nami a pasterzem nie jest, tak więc niewiele trzeba, aby było jeszcze gorzej.
Nie myśląc już o tym, skupiłem się raczej na królowej i jej ciąży dopytując o drobne szczegóły które naprawdę mnie ciekawiły. Ciąża to piękny czas dobrze przeze mnie wspominamy, z wyjątkiem tych chwil bardziej dla mnie samego męczących, wymioty, bóle kręgosłupa i innych nieprzyjemnych doznań..
Posiłek w towarzystwie królowej upłynął nam bardzo przyjemnie, aż szkoda było mi wracać do domu, gdy towarzystwo Alishy było takie przyjemne.
- Dobrze się bawiłeś? - Zapytał, chwytając moją dłoń, gdy spokojnie szliśmy do domu, zerkając na dzieci które biegały przed nami, rzucając w siebie śnieżkami.
- Jak zawsze w twoim towarzystwie - Wyznałem, uśmiechając się do męża tym swoim łagodnym uśmiechem który miałem zawsze, gdy tylko na niego patrzyłem lub z nim rozmawiałem. Mój mąż w końcu był jedynym mężczyzną który potrafił wywołać u mnie jakkolwiek uśmiech, za co nie mogłem go nie kochać.
- Nie musisz udawać - Odpowiedział, niby pół żartem niby pół serio, jak to on nigdy nie potrafi docenić tego, co o nim myślę. I co ja z nim mam? Czasem naprawdę chciałbym, aby się docenił, zasługuje na to, aby zobaczyć się takim jakim ja go widzę przez cały czas. Szkoda, że to już dla niego za dużo.
- Ja niczego ani nawet nikogo nie udaje - Zapewniłem, całując go w policzek, resztę mojej uwagi poświęcając dzieciakom które biegały, krzyczały, śmiały się, bawiąc, nie specjalnie zwracając na nas uwagi. Dzieci to naprawdę cudowne istoty, szkoda tylko, że czasem bywają aż tak nieposłuszne i denerwujące.
- Buty wytrzyjcie - Zawołałem, nie chcąc, aby dzieci weszły do domu w brudnych butach. Szkoda tylko, że nikt tego nie uszanował, wbiegając do domu.. I kto to będzie później sprzątał? No oczywiście, że ja, bo kto by inny, no może mój mąż, ale on lepiej niech odpocznie, wciąż jeszcze nie doszedł do siebie po pobycie w szpitalu.
- Nie denerwuj się, wytrę to zaraz - Odezwał się, wchodząc za mną do domu.
- Ty masz odpoczywać - Zacząłem znów swoją gadkę, która chyba już go nudziła.
- Ja już odpocząłem, nie musisz się tak mną przejmować - Stwierdził, a ja nie chcąc się z nim kłócić, cicho westchnąłem, idąc do kuchni, pozostawiając mu to wycieranie, skoro tak bardzo tego chce.
- Po co poszedłeś do sali treningowej? - Usłyszałem nagle pytanie którego akurat się spodziewałem.
- Poszedłem do Lailah, chciałem z nią porozmawiać o demonie ukrytym w tobie i niestety mi się nie udało, ciągle ktoś nam przeszkadzał - Wyjaśniłem, akurat z tego faktu ani troszeczkę niepocieszony. No bo jak mam pomóc osobie którą kocham, kiedy ciągle ktoś nam przeszkadza, może jutro wybiorę się do niej sam i wtedy będę miał szansę z nią porozmawiać, o ile mój mąż mi na to pozwoli, w końcu nie zawsze pozwala mi wyjść samemu z domu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz