Na jego słowa westchnąłem cicho, nie rozumiejąc, dlaczego uważa, że się mało postarał, przecież ja byłe zadowolony, wyprawa do ruin to naprawdę była cudowna przygoda, wyprawa do królestwa wody jest moim najpiękniejszym wspomnieniem i, mimo że mój mąż źle się poczuł, z powodu czego musieliśmy szybko wracać, to akurat był nieprzewidziany przypadek, ale i czy było mi z tym źle? Absolutnie nie, w końcu najważniejsze było dla mnie to, że mój kochany Sorey wrócił cały i zdrowy do domu nim odszedł z tego świata.
- Nie uważam, abyś się gorzej postarał, ja byłem naprawdę szczęśliwy, gdy zabrałeś mnie do zaginionych ruin królestwa wody - Wytłumaczyłem, mówiąc naprawdę szczerze, że czułem się naprawdę dobrze z powodu naszej wyprawy, chyba już do końca swoich dni w tej wieczności będę wspominał te magiczne ruiny.
- Ty zawsze tak mówisz, nie potrafisz narzekać - Na te słowa zmarszczyłem brwi, słucham? To nie prawda, ja nigdy nie mówię czegoś, co nie jest prawdą, a prawdą jest to, że byłem zadowolony z tej wyprawy, a gdybym nie był, powiedziałbym mu to, kłamstwo nie jest dozwolone aniołom, chociaż sam, czasem zatajałem prawdę przed nim, aby go nie skrzywdzić a on uważał to za kłamstwo, a czy było to kłamstwo? Dla mnie nie ale dla niego już tak, w tej sprawie nigdy nie potrafiliśmy się dogadać.
- Nie, to nie jest prawdą, jeśli mi się coś nie podobało, otwarcie to mówiłem i tym razem też bym powiedział - Przyznałem zgodnie z prawdą, tak jestem dla niego dobry i tak przymykam oko na nie jedną sprawę, ale nie oznacza to, że bym coś przed nim zatajał.
Sorey już nic nie powiedział, nakrywając się jeszcze porządniej kocem, zamykając oczy, biedny, a jednocześnie okropnie uparty osiołek, zamiast grzać się w ciepłej sypialni, uparcie chce być przy mnie, mimo że tu jest zdecydowanie chłodniej niż tam w sypialni.
Siedziałem przy nim, zaczynając głaskać go po głowie, nim znów zasnął, kurczę nie pamiętam, jak ja przechodziłem przeziębienia, ale on cały czas śpi i szuka mojego towarzystwa, chcąc bliskości, no i jak ja mam iść jutro do pracy?
Resztę dnia spędziłem przy nim, robiąc mu gorącą kąpiel, idąc z nim do sypialni, gdzie dla mnie było strasznie gorąco a dla niego tak umiarkowanie, mój panie im dłużej on choruje, tym gorzej ja sam czuje się z powodu gorąca panującego w domu.
Nie potrafiąc w nocy spać, z powodu gorąca musiałem opuścić sypialnie, idąc do salonu, gdzie było dużo chłodniej, a właśnie tego było mi trzeba.
Rano obudził mnie mój zmęczony Sorey, który szukał mojego towarzystwa no i tyle byłoby ze spania na tej niewygodnej kanapie.
- Sorey? Dlaczego nie śpisz? - Zapytałem, przecierając dłonią swoje zaspane oczy.
- Nie mogę już spać bez ciebie - Przyznał, opatulony kocem podchodząc do mnie, siadając na kanapę.
Na jego słowa kiwnąłem głową, robiąc mu miejsce na rozłożonej kanapie, czekając aż położy się obok mnie, wtulając w moje ciało, które w porównaniu do mojego było wciąż letnie, to ja byłe gorący a on chłodniejszy, do czego to doszło, aby Sorey był ode mnie chłodniejszy.
- Jak się czujesz? - Dopytałem, głaszcząc go po policzku zmartwiony jego stanem zdrowia.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz