piątek, 30 czerwca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Widząc, jak mój mąż upadał na ziemię, już chciałem ruszyć w jego stronę, wziąć go w swoje ramiona i upewnić się, że wszystko jest dobrze. Jedynie tylko swojej silnej woli utrzymałem się w miejscu, wiedząc, że jeżeli się ruszę, zamknę naczynię za wcześnie, zepsuję wszystko. Dlatego więc czekałem spokojnie... no, może nie do końca spokojnie, ale stałem w miejscu czekając, jak Lailah skończy inkantację. Kiedy dała mi znak, zamknąłem naczynię, podałem go kobiecie i od razu pobiegłem w stronę mojej Owieczki. Lailah ostrzegała mnie, że coś takiego będzie miało miejsce i że nie powinienem się przejmować, no ale jak ja miałem zachować spokój, kiedy mój mąż upadł jak nieżywy na podłogę? 
Pierwsze, co zrobiłem, to sprawdziłem, czy oddycha, ponieważ naprawdę wyglądał na martwego. Na szczęście wyczułem i oddech, i puls, chociaż obie te rzeczy były strasznie słabe. Czyli się udało... mój Boże, udało się. Jedyne, czego teraz potrzebowałem do szczęścia, to obudzenia Mikleo. I niczego więcej. 
- Przez pewien czas może czuć pustkę, co jest normalne. On i demon byli jednością przez długi czas i zdążyli się na swój sposób zżyć – wyjaśniła Lailah, podchodząc do mnie. 
- A jak długo będzie nieprzytomny? Wiesz? – dopytałem, na moment zerkając w jej stronę. W rękach trzymała naczynie z demonem i wydawało mi się, że ono delikatnie drży... demonowi chyba nie podobało się wnętrze. 
- Nie mam pojęcia, ale rację przygotować się na cierpliwość – wyjaśniła, na co pokiwałem głową i wziąłem mojego aniołka na ręce, rozkładając swoje skrzydła. Nie lubiłem latać, to fakt, ale nie chcę iść z nieprzytomnym mężem przez całe miasto, a do domu aż tak daleko nie mam, więc już jakoś to przeboleję. Najważniejsze było dla mnie to, by zapewnić mu prywatność. 
- A co z demonem? – spytałem, ruchem głowy wskazując na drżące naczynko. 
- Nim się nie przejmuj. Ukryję go tak, że nie znajdą go przez stulecia – powiedziała tajemniczo, a na te słowa pokrywka zadrżała tak mocno, że podskoczyła do góry. Tak, komuś się to ewidentnie nie podobało... i bardzo dobrze. Mikleo strasznie przez niego cierpiał, i nie tylko on, ale i wszyscy inni ludzie, których skrzywdził. Jak dla mnie wieczność w tak małym więzieniu to nie jest wystarczająca kara, ale chyba nie ma lepszej. Nie na ten moment. – Zajrzę do was za kilka dni – obiecała, na co kiwnąłem głową. 
Po tym pożegnałem się z Lailah, podziękowałem za pomoc i wyszedłem z katedry, by zaraz wznieść się w powietrze. Kiedy tylko znalazłem się w domu, od razu zaniosłem Mikleo do sypialni i położyłem go na łóżku upewniając się, że ma miękko. Najchętniej to bym go jeszcze opatulił kocem, ale już teraz był troszkę ciepły, dlatego powstrzymałem się od niego. Gdy tylko to zrobiłem, zniknąłem na chwilę na dole, by nakarmić nasze zwierzaki, i zaraz wróciłem, by zająć miejsce na podłodze przy łóżku. Chwyciłem dłoń mojej nieprzytomnej Owieczki i delikatnie zacząłem ją gładzić czekając cierpliwie na jego przebudzenie. Mogłem się położyć obok niego, na łóżku, ale bałem się, że jeżeli to zrobię, to się do niego przytulę i zasnę, i swoim ciężarem ciała zrobię mu krzywdę. A tu z podłogi mam na niego lepszy widok, no i jest mi niewygodnie, więc szybko nie zasnę, a nie chciałbym przegapić momentu jego przebudzenia. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz