Powinienem być szczęśliwy, że mój mąż znalazł pracę, no ale ja nie czułem się z tym do końca dobrze. Mój mąż nie powinien pracować i to nie tak, że chcę mu to zabronić, w końcu ma pełne prawo robić to, co chce, ale coś tak mi się wydaje, że tego nie chce. Bo w końcu gdyby chciał, to poszedłby już dawno, a nie wtedy, kiedy zaczęły nam się kończyć pieniądze. To moja wina. Powinienem jakoś pogodzić nauki z pracą. Lailah na pewno jest bardziej elastyczna niż taka praca w kuźni, więc najpierw powinienem się umawiać na pracę w kuźni, a później pójść do Lailah i jakoś to z nią ustalić. Nie może być tak, że tylko Miki pracuje, zwłaszcza w lato, kiedy to ledwo żyje.
Pożegnaliśmy się z Misaki i wyszliśmy ze szpitala, nie chcąc jej przeszkadzać w pracy. Mikleo wydawał się być naprawdę w dobrym humorze, podczas kiedy ja już tak niekoniecznie. Miałem wrażenie, że zawiodłem go jako partner. Powinienem być jego wsparciem, a nie przysparzać mu dodatkowych kłopotów...
- Nie cieszysz się? – zapytał w pewnym momencie, podczas drogi powrotnej do domu. Załatwiliśmy wszystko to, co załatwić mieliśmy i wracamy, bo gorąco. I on chce pracować... przecież on się zamęczy. Już teraz ledwo sobie daje radę, i widzę to po nim.
- Nie no, cieszę, się, i to bardzo... tylko uważam, że nie powinieneś pracować – powiedziałem po chwili, musząc z nim o tym porozmawiać.
- A to czemu? – dopytał, chyba nie do końca rozumiejąc mój punkt widzenia.
- No bo jesteś aniołem, a anioły nie powinny pracować, to takie strasznie przyziemne zajęcie – wyjaśniłem mu, mając nadzieję, że w końcu mnie zrozumie.
- Tyteż jesteś aniołem i chcesz pracować – zauważył dosyć trafnie.
- No dobrze, ale ja byłem człowiekiem. I pracowałem. A ty masz takie delikatne dłonie, i takie mięciutkie, uwielbiam je nad życie... – zacząłem, na co Mikleo westchnął ciężko.
- Z moimi dłońmi nic się nie stanie, ponieważ nie będę pracował fizycznie, a będę używał swoich mocy. To twoje ręce staną się bardziej twarde, jak będziesz walił młotem kowalskim. Ale mi to absolutnie nie będzie przeszkadzać – naprostował, przypominając mi jedną bardzo ważną rzecz.
- No właśnie, będziesz używał mocy, ale co, jeżeli znów przesadzisz? Pamiętasz, co się stało w wiosce Ally? Co, jeżeli to się powtórzy? Muszę wrócić do Misaki, i powiedzieć jej, by na ciebie uważała... albo nie, już jej wystarczająco dużo przeszkodziłem dzisiaj, odprowadzę cię jutro do pracy i wtedy jej to powiem – powiedziałem bardziej do siebie niż do niego.
Jak tak teraz sobie o tym przypomniałem, to poczułem się naprawdę okropnie. Nie dość, że przeze mnie będzie się męczył w tym okropnym słońcu, to jeszcze narażam go na niebezpieczeństwo... tak, to zdecydowanie moja wina, i teraz jak tak sobie myślę o tym, to czuję się naprawdę beznadziejnie. Zacząłem też wątpić, czy faktycznie byłem takim świetnym pasterzem. Miki mówił mi, że byłem bardzo dobry i wiele dobrego zrobiłem... ale coś tak miałem wrażenie, że coś przede mną ukrywał, ale to tylko moje wrażenie, nie mogę mu nic udowodnić, póki sobie nie przypomnę. O ile sobie przypomnę, bo jak na razie mam wrażenie, że moja pamięć stoi w miejscu, czyli ostatnim, co mi się odblokowało, był malutki Merlin. I to, jak strasznie mnie nie lubił. Czemu on mnie tak nie lubił? Zrobiłem mu coś złego? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... i prawdopodobnie tych odpowiedzi nigdy nie poznam. Ciekawe, czy jest coś, co sprawiłoby, że odzyskałbym pamięć, ale tak momentalnie... Miki uważał, że nie powinienem rozpamiętywać przeszłości, ale jemu to łatwo mówić. On wiedział wszystko. Ja chciałbym zrozumieć, jakim byłem człowiekiem. Naprawić błędy, które popełniłem, skoro już udało mi się wrócić na ziemię. A jak mam czarną dziurę we łbie, albo co gorsza, wszystko mi się miesza, no to nie wiem, co mam robić i jak mam myśleć. Dla mnie przeszłość jest równie ważna jak teraźniejszość. Czy tam przyszłość.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz