Byłem tak odrobinkę zestresowany całą tą sytuacją. Wypiłem ten eliksir od Lailah niecałe półgodziny temu, więc mam jeszcze kolejne półgodziny na to, by zaczął działać. I nie byłem pewien, czy zadziała on ze skutkiem właściwym czy też śmiertelnym. Lailah co prawda mówiła, że wszystko powinno być w porządku, ale widziałem, że nie była pewna. A ja musiałem jej zaufać. Wierzyłem w nią, w końcu ona jest mądra i się zna, a ja jestem głupi i muszę jej wierzyć. Znaczy, nie muszę, ale chcę. I trochę nie mam wyjścia.
- Wiem, że gdzieś tam jesteś, Miki. Proszę, wróć do mnie – pomimo, że ewidentnie miałem przed sobą demona, zwracałem się do Mikleo. Skoro reaguje na to, że mi się coś dzieje, no to musi być jakoś trochę przytomny. Może tylko nie ma siły, by się jakoś wyrwać ze szpon demona...? Aż żałuję, że nie dopytałem go o tego demona, kiedy miałem okazję. Chciałem to zrobić, tak właściwie, ale Mikleo nie chciał rozmawiać na ten temat, a ja to uszanowałem. I całkowicie o tym zapomniałem. No i teraz płacę za swoje.
- „Wiem, że gdzieś tam jesteś, Miki” – przedrzeźnił mnie, wyszczerzając usta w okropnym uśmiechu. – Zostawiłeś go, a ja się nim zaopiekowałem. Teraz, dzięki mnie, jest szczęśliwy. I całkowicie poza twoim zasięgiem – powiedział, mrużąc swoje czerwone oczy.
- Mówiłem do mojego męża, nie do ciebie – syknąłem, napierając na niego, przejmując na chwilę pałeczkę.
Po tym rozpoczęła się walka, która miała oczywiście skończyć się moją klęską, tyle, że tylko ja o tym wiedziałem. Pomimo tego starałem się utrzymać tempo, spróbować z nim wygrać i z początku całkiem nieźle mi szło. Było ciężko, bo starałem się go nie krzywdzić, bo mimo tego, że istota była nie była moim kochanym Mikim, to wiedziałem, że jeżeli coś mu zrobię, to właśnie mojej Owieczce się oberwie. I to prawdopodobnie przez to, i może też przez ten eliksir, zacząłem przegrywać. Po którymś uderzeniu z jego strony zauważyłem, że zacząłem mieć problem z oddechem, z czasem reakcji, no ale niezależnie od tego i tak się nie poddawałem. Nietrudno było zgadnąć, że szybko opadłem z sił, a demon porządnie obił mi twarz. Początkowo nawet jeszcze czułem ból złamanego nosa i rozciętej wargi, ale im dłużej walka trwała, tym mniej zwracałem uwagę na ból. Jedna złamana kość w tę czy w tę... co za różnica? Lailah może uda się mnie jakoś naprostować. O ile w ogóle będzie co naprostowywać. Ledwo widziałem na oczy.
Kiedy leżałem na ziemi, kaszląc krwią, demon przyglądał mi się przez chwilę, a później podszedł do mnie, chwycił za szyję i przycisnął do drzewa, uśmiechając się szyderczo. W przeciwieństwie do mnie, on był jedynie trochę poobijany. To naprawdę nic w porównaniu do tego, jakie były moje obrażenia. Możliwe, że ten eliksir był mi w ogóle nie potrzebny. Plucie krwią to nie był żaden błahy objaw, chyba demon zafundował mi jakieś obrażenia wewnętrzne, kiedy mnie kopał.
- Nigdy więcej nie próbuj mi wchodzić w drogę – syknął, a pomimo tego, że bardzo chciałem odpowiedzieć, by zostawił mojego męża w spokoju. Ale nie potrafiłem. Nie wiem, czy to kwestia eliksiru, czy tego, że byłem tak strasznie pobity, czy może powoli brakującego powietrza, ale w końcu straciłem przytomność.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz