Im dalej znajdowaliśmy się od miasta i tym samym od mojego aniołka, tym gorzej się czułem. Coraz bardziej czułem, że powinienem wrócić. To było bardzo podobne uczucie, które pojawiło się wtedy, jak pojawiłem się na ziemi i miałem szukać mojego męża, tylko teraz było jeszcze gorzej. Kiedy wróciłem na ziemię, nie za bardzo wiedziałem, kim jest mój mąż... ba, nawet nie wiedziałem, że jest moim mężem i nie byłem pewien, czy ja go kocham, czy może nie. A teraz? Teraz doskonale wiedziałem, kim on jest, i co mu może grozić, przez co jeszcze bardziej chciałem do niego wrócić. Wiedziałem jednak, że nie mogłem. W końcu robię to dla niego, mimo że on o tym nie wie. Oby się tylko ucieszył z tego, że już niedługo będzie wolny od demona... no dobrze, może nie tak niedługo, bo jeszcze trzeba tego demona przenieść do poszukiwanego przez nas naczynia. A to może być trudne, jak Lailah mi opowiadała podczas naszych przerw. Oby się tylko nam udało...
Po niespełna tygodniu w końcu trafiliśmy na miejsce, co przyjąłem z ulgą. W końcu moje skrzydła porządnie odpoczną... i że ja mam jeszcze wrócić? Przecież gdzieś w połowie drogi mi skrzydła odpadną. A ja spadnę na ziemię z kilkuset metrów. I się już nie ruszę, bo nie będę miał siły. Naprawdę nigdzie bliżej nie było tego naczynia...? W ogóle nawet nie do końca wiem, czy będę w stanie pomóc Lailah w tym wszystkim. Jestem przecież początkującym aniołem. I do tego bardzo prostym. Ja tam nie chcę od życia dużo, w zupełności wystarczy mi jedynie mój Mikleo. Nie wiem w ogóle, jak z taką prostotą otrzymałem żywioł. Powinienem być takim normalnym aniołem, jak ten, który mnie ścigał. Chociaż, może jednak nie, bo wtedy zostałbym zabrany z powrotem do nieba.
- Wow – powiedziałem cicho, wpatrując się w widok rozpościerający się z klifu. Woda była wszędzie. Aż po sam horyzont, i nie wydawała się kończyć. W życiu nie widziałem morza, czy też oceanu, nie wiem, co to tak konkretnie jest, ani czym się różni jedno od drugiego. Chyba w poprzednim życiu też nie miałem okazji, by podziwiać takie widoki. Ciekawe, czy Miki coś takiego widział, bo w końcu więcej ode mnie podróżował. Nigdy mi się nie chwalił... muszę się go spytać, jak tylko wrócę. Szkoda, że nie możemy się jakoś porozumieć na odległość. Coś mi się kojarzy, że w poprzednim życiu było to możliwe. Co się stało, że teraz to nie jest możliwe?
- Może kiedyś przylecisz tutaj z Mikleo – zaproponowała Lailah, na co od razu pokręciłem głową. Znaczy, widok piękny, chciałbym, by Miki to zobaczył, ale przylecieć tutaj?
- Przylecieć nie. Nie dam rady znowu tu przylecieć. Przyjść tak, ale to nam zajmie wieczność – powiedziałem, siadając na brzegu klifu.
- Właściwie, to macie całą wieczność – zauważyła, ale znowu pokręciłem głową.
- Miki chce mieć kolejne dziecko. I ja też tego chcę. Ale najpierw musimy wspomóc Misaki i Yuki’emu. No i też trzeba będzie trochę zarobić... – wyjaśniłem, cicho wzdychając. Jak ja strasznie chciałbym już mieć takiego małego brzdąca... chociaż, teraz raczej nierozsądnym byłoby się o nie starać, bo kiedy będzie najgorszy okres ciąży, ja będę zmieciony chorobą. A przecież podczas ciąży muszę pomagać mężowi, a nie leżeć pod kocem... czyli najwcześniej byłoby to po zimie. To strasznie dużo czasu.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz