czwartek, 15 czerwca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Już mu chciałem odpowiedzieć, że czuję się dobrze, i że nie muszę już pić żadnych ziół, i że już mogę normalnie wychodzić na dwór, i go odprowadzać do pracy, i przychodzić do niego do pacy... no ale dopiero wtedy przypomniałem sobie, że już miałem się do niego odzywać za to, co mi kazał robić dwie noce temu. Przecież ja musiałem go odprowadzić do pracy, gdzie po drodze było multum niebezpieczeństw. To był mój obowiązek, który przez moją chorobę strasznie zaniedbałem, a skoro wtedy poczułem się lepiej, to musiałem wyjść. To pierwszy powód, drugi z kolei był bardzo prosty, chciałem z nim spędzić jeszcze trochę czasu, skoro nie mógł ze mną spędzić nocy. Czemu on nie potrafił zrozumieć tak prostych rzeczy?
Wracając, zastanawiałem się, czy odpowiedzieć Mikleo, czy trzymać się przy słowie, które rzekłem wcześniej. Już trochę je złamałem, odzywając się do niego wcześniej, bo się zapomniałem, więc nie wiem, czy jest sens, by dalej się do niego nie odzywać. Chociaż, może jak trochę się pofocham, w końcu zacznie brać moje zdanie pod uwagę. Ostatnio niezależnie od moich słów robił swoje. A to nie jest miłe, kiedy twoje zdanie jest całkowicie ignorowanie. 
- Naprawdę nie będziesz się teraz do mnie odzywał? – spytał, poprawiając moje włosy w pieszczotliwym geście. 
- Tak. Nie liczysz się z moim zdaniem – bąknąłem, delikatnie pusząc swoją policzki. 
- Liczę się z twoim zdaniem, kaczuszko, tylko niektóre rzeczy robisz niepotrzebnie. I na swoją krzywdę – powiedział, ale mnie nie za bardzo uspokoił. 
- Jeżeli moja krzywda ma sprawić, że będziesz bezpieczniejszy, to ta krzywda może mi się stać – odpowiedziałem szczerze, naprawdę tak uważając. Wróciłem do niego nie bez powodu, i teraz zrobię wszystko, by jemu było lepiej, niezależnie od tego, co mi się stanie. – A wtedy jedyne, co mi się mogło wtedy stać, to bym znów się przeziębił. Nie umarłbym od tego. 
- Ty nie, ale ja tak – odparł, co mnie zaskoczyło trochę. 
- A to niby jak się ze sobą łączy? – spytałem, nie rozumiejąc go. 
- Swoim marudzeniem zamęczyłbyś mnie na śmierć – wyjaśnił, ale ja i tak tego do końca nie rozumiałem. 
- Przecież cię nie męczyłem, bo ciebie w ogóle w domu nie było. A jak byłeś, to spałeś. Ledwo co do ciebie powiedziałem, a ty już szedłeś spać. Nie miałem czasu na męczenie cię – zauważyłem, zwracając uwagę na ten jeden drobny fakt. Nawet jeżeli bardzo chciałem go pomęczyć, bo bez tego strasznie smutno było, to nie mogłem nic takiego zrobić.
- Ja odnoszę nieco inne wrażenie – powiedział, co mnie trochę zaskoczyło. 
- Zamęczyć to ja cię dopiero zamęczę i będziesz chciał, bym był chory – burknąłem bardziej do siebie niż do niego. Wcale nie jestem nieznośny, jak jestem chory, jak jestem chory jestem smutny, i spokojny, i mam mało energii, bo tak bardzo jestem zmęczony, więc nie wiem, jak ja jego męczyłem. 
- Nie mogę się tego doczekać – wyznał z zadziornym uśmiechem, przez co już doskonale wiedziałem, co miał na myśli. Zanim jednak przystąpimy do bardziej przyjemnych rzeczy, to muszę się nim nacieszyć, a tak konkretniej to rozmową z nim, bo ostatnio niewiele z nim rozmawiam, i nie wiem absolutnie nic. Co się u niego działo w pracy, co słychać u Misaki... chciałbym też odwiedzić kiedyś dzieci w ich domach. Poza Misaki. U Misaki już byłem, teraz bym chciał odwiedzić Merlina, i Yuki’ego... 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz