Gdyby nie Lailah, to dalej goniłbym za Mikim, jednak pani jeziora kazała mi się zatrzymać. Nie rozumiałem, czemu, przecież nam uciekał, więc powinniśmy go dogonić, przeprowadzić na nim ten dziwny egzorcyzm. Chcę mojego męża z powrotem. Wiedziałem, że coś się stanie, kiedy zostawię go samego. Po prostu czułem to w kościach, że coś złego się stanie, jeżeli go opuszczę. I co, miałem rację? No miałem rację. Już nigdy w życiu go nie opuszczę. Nieważne, o co by chodziło – czy ja musiałbym znów iść na jakiś dziwny egzamin, czy Miki do pracy, nigdzie nie będzie sam. I ja już tego dopilnuję, tylko proszę, niech do mnie wróci. Niczego więcej nie chcę.
- Gonienie za nim nie ma sensu – usłyszałem, kiedy w końcu Lailah mnie dogoniła.
- Jak to nie? Musimy go znaleźć i sprawić, by Miki do nas wrócił. Po to mnie od niego odciągałaś, by mu teraz pomóc – zauważyłem, trochę na nią zły. Gdyby nie ona nic takiego by się nie stało. Ten demon był uśpiony przez długie lata, aż do teraz.
- Jesteś w stanie wyczuć jego obecność? – zapytała wyjątkowo spokojnie, co mnie zaskoczyło. Mocno. Miki wyglądał strasznie i zachowuje się jak nie on, a ona zachowuje się w taki sposób. Ja wiem, że ona jest mądra, i spokojna, ale teraz trzeba się skupić na Mikleo.
- Tak – powiedziałem bez wahania. Czułem, jak wyraźnie się od nas oddala i śmiało mogłem wskazać kierunek, w którym uciekał. Tylko czemu uciekał? Nie wyglądał na kogoś, kto lubi uciekać. To takie trochę nielogiczne było.
- To dobrze. Możemy więc pomyśleć, jak zastawić na jego pułapkę. I znaleźć odpowiednie miejsce – powiedziała, rozglądając się dookoła.
- A czemu nie możemy go dalej gonić? W końcu by się zmęczył. I wtedy byśmy go dopadli – zapytałem, nie rozumiejąc jej reakcji.
- Albo to my byśmy się zmęczyli, a ja, by go wygonić z tego ciała, muszę mieć wystarczająco dużo energii. Musimy zagonić go do jakiegoś miejsca, skąd nie będzie miał ucieczki. Chodź, pomożesz mi to przygotować – powiedziała, kierując się w nieznanym mi kierunku.
- Mikiego... tam nie ma? On nas nie słyszy, nie wie o nas? – dopytałem, nie ukrywając smutku. Myślałem, że jak mnie usłyszy, zobaczy, to coś się w nim tam obudzi. Może to oznaczało, że jednak nie jestem dla niego aż tak ważny? Nie, nie powinienem myśleć w ten sposób, przecież Miki mnie kochał. Pewnie ten demon mu na to nie pozwalał.
- Nie jestem kimś, kto może ci odpowiedzieć na to pytanie, Sorey, bo nie wiem. Wiem, że zdarza mu się odzyskiwać kontrolę, kiedy ty byłeś o krok od śmierci – usłyszałem, co dało mi trochę do myślenia.
- Więc musiałbym prawie umrzeć, by Miki wrócił? Albo udać, że umieram? – dopytałem, widząc w tym pewne rozwiązanie. Gdyby Mikleo wrócił, nie bawilibyśmy się w żadne podchody, tylko po prostu poprosili, by wrócił z nami do domu. I tam byśmy się zajęli tym egzorcyzmem. Tylko jak ja miałem znaleźć się o krok od śmierci? Mam mu dać się pokonać? No bo zwykłe aktorstwo byłoby niezwykle głupie.
- To... nie jest głupie. Jestem w stanie przygotować miksturę, która spowolni twoją pracę serca, spłyci oddech i... po prostu będziesz wyglądał, jakbyś umarł, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Będziesz miał mniej więcej godzinę na znalezienie go i sprowokowanie do walki, by wyglądało to wiarygodnie. Jeżeli jednak źle wymierzę proporcję, możesz...
- W porządku, Miki musi wrócić – nie pozwoliłem jej dokończyć zdania wiedząc, co ma na myśli. Albo będę o krok od śmierci, albo będę martwy, Miki jest jednak tego wart. Jestem tu, by go chronić, i ochronię go, choćby ceną własnego życia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz