Oczywiście, że tylko żartowałem, gdy mówiłem mu o tym spaniu z nim, przecież nie potrafiłbym zmrużyć oka bez niego, już wystarczająco lat spałem sam bez niego, nie chce po raz kolejny przeżywać samotnych nocy bez jego zapachu i dłoni, w których mogę bezpiecznie się skryć.
- Mówiłem tak, to się zgadza, jednak nie potrafiłbym bez ciebie spać, jesteś moim mężem i chce spać z tobą, bez względu na to, co by się nie wydarzyło - Wyjaśniłem, mówiąc prawdę, tak troszeczkę go nastraszyłem, gdy nie chciał brać leku jednak później i tak miałem zamiar z nim spać bez względu na to, czy by się na mnie obraził, czy też nie.
- Czyli mnie okłamałeś? - Zapytał, robiąc minę obrażonego dziecka, co jak zwykle musiało mnie, chociaż troszeczkę rozbawić, bo jakby też nie rozbawiło.
- Tak, zrobiłem to, ale zdałem sobie sprawę, że to było okrutne, dlatego bardzo przepraszam i obiecuję, że więcej tego nie uczynię - Obiecałem, tym razem mówiąc poważnie, to co zrobiłem, nie było miłe, dlatego przepraszam szczerze i obiecuję, że więcej tak nie będę - Obiecałem, mówiąc szczerze, że tak się nie zachowam, przynajmniej teraz zobaczymy, w końcu jak będzie później, kto mnie ta przecież wie, co mi odbije.
- To było okropne i nie wiem, czy ci to wybaczę, muszę się nad tym bardzo poważnie zastanowić - Stwierdził, nakrywając się kocem, przewracając się na drugi bok, aby na mnie nie patrzeć.
Rozumiałem i to doskonale rozumiałem, że jest obrażony i obrażony będzie jeszcze trochę, aż mu nie przejdzie a dopóki mu nie przejdzie, ja się chyba jeszcze na chwilę prześpię a później wieczorem, gdy będę szedł do pracy, porozmawiam z nim i sprawdzimy, czy wciąż jest na nie obrażony.
Mimo jego obrazy wtuliłem się w jego ciało, a raczej koce, którymi się nakrył, idąc spać.
Ziewnąłem cicho, zamykając oczy, zasypiając, czując jego bliskość mimo grubych warstw koców.
Ponownie otworzyłem oczy, wieczorem czując wpatrujące się we mnie oczy.
- Sorey? - Ziewnąłem, przecierając zaspane oczy.
- Nie idź, dziś do pracy proszę - Wyszeptał, kładąc dłoń na moim policzku, głaszcząc mnie po nim, robiąc minę zbitego psa.
- Muszę iść kotku, nie mamy już żadnych pieniędzy, a zwierzaki muszą coś jeść, a i my lubimy słodycze prawda? Trzeba również pomóc Misaki w odkładaniu pieniędzy na wesele, no i Yuki'emu musimy pomóc z remontem - Przypomniałem mu, całując jego dłoń. - A co do Misaki zaprosiła nas na niedzielny obiad - Dodałem, przypominając sobie o tym fakcie.
- Wiem, że musimy, ale nie chce być dziś sam - Wyszeptał, po chwili przypominając sobie, co powiedziałem. - Zaprosiła nas? Pójdziemy prawda? - Zapytał, z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, że pójdziemy, pod warunkiem, że wyzdrowiejesz, to po pierwsze a po drugie jak nie chcesz być sam, mogę poprosić Lailah aby do ciebie przyszła - Zaproponowałem, będąc gotowy do pójścia po panią jeziora, jeżeli tylko będzie trzeba.
- Ja nie chce Lailah, ja chce moją małą owieczkę - Wyburczał, kręcąc przy tym nosem, oczywiście musząc mi pokazać, jak bardzo jest niezadowolony, z tego, co go spotyka.
Jak mi go szkoda jego życie jest naprawdę ciężkie.
- Nie możesz mieć mnie w nocy jeszcze dwa dni, a później cały weekend będę twój, a na razie mogę zagwarantować ci Lailah albo samotność - Przyznałem, zgodnie z prawdą.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz