wtorek, 13 czerwca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Jak to Miki już szedł? Nie za szybko? Nie chciałem, by gdziekolwiek szedł... owszem, byłem na niego obrażony, bo kazał mi pić te niedobre zioła, pomimo tego, że wiedział, jak bardzo niedobre one były. No kto tak robi? Niby będę szybciej zdrowy, ale czy to mi coś da? Ile w normalnym tempie bym zdrowiał? Chyba z tydzień. A ile z tym świństwem przeokropnym? Dwa albo trzy dni. Czysto teoretycznie więc jutro powinienem być zdrowy, a ja absolutnie nie czuję się lepiej. Jeżeli się obudzę, i nie będę czuł się lepiej, to już nic i nikt nie zmusi mnie do wypicia tego czegoś. I już więcej tego nie tknę. I Miki może mi grozić, że będę spać na kanapie, a on na górze, ja się tym nie przejmę. Pójdę do niego na górę tak czy siak, w końcu to jest także moje łóżko. I mój dom. No i mój mąż. 
Przez moment już chciałem wstać, odprowadzić go do pracy, ale w tym samym momencie ujrzałem Lailah, i już jakoś tak mi się odechciało. A ona co tu robi? Czemu tutaj jest? W świątyni jest dla mnie całkiem miła, ale tutaj już jest niemiła, i to mi się nie podoba. Znów mnie zmusi do picia tych niedobrych ziół... no i to ona je przyniosła. I to przez nie muszę tak cierpieć. Co, jeżeli ona to wszystko zaplanowała? Tylko czemu? Zrobiłem jej coś, że tak się nade mną znęca?
Więc kiedy tylko ją zauważyłem, ukryłem się z powrotem pod kocem, nie chcąc z nią rozmawiać. Jedyne, kogo chciałem obok siebie to Mikleo, i nikogo innego. No, jeszcze zwierzaczkami nie pogardzę, bo zwierzaczki bardzo fajne, ale nikogo więcej nie chcę. Jeszcze zaraz powie mi, że mam wypić zioła, czego strasznie nie chciałem. Niech sami sobie to piją. Ja już wolę przechorować ten tydzień, zwłaszcza, że nie został mi tydzień, a kilka dni. Jak się tak skulę w kuleczkę pod dziesięcioma kocami, to nie jest ze mną tak źle. 
- Dobry wieczór – usłyszałem głos Lailah i zaraz poczułem, jak materac kanapy ugina się pod jej ciężarem. Także wymamrotałem ciche „dobry wieczór”, bo to jednak niegrzecznym było się z nią nie przywitać, nawet jak wolę mojego Mikleo. – Wypiłeś dzisiaj drugi raz zioła?
No i co ja miałem jej odpowiedzieć? Odpowiedziałbym jej „tak”, ale to kłamstwo, a ja kłamać już nie mogę. No ale jak powiem jej „nie”, to każe mi to wypić. A ja nie chcę tego pić. Może jak nic nie powiem, to da mi spokój...? To jest chyba najlepszy wybór. Dlatego więc zdecydowałem się siedzieć cichutko i nic nie mówić. 
- Wezmę to za nie. Już ci idę przygotować – powiedziała, już wstając. 
- Ale ja nie chcę. Nie wypiję tego – wyburczałem, wyściubiając nos na ten zimny i okropny świat. 
- Sorey, musisz wypić, jeżeli chcesz szybko wrócić do zdrowia. 
- A jak wolę wracać do zdrowia powoli? – odparłem, pusząc policzki. 
- Więc spójrz na Mikleo. Jemu byłoby prościej, gdybyś był zdrowy – powiedziała, odrobinkę dając mi do myślenia. Może trochę racji miała... ale też ja nic takiego nie robię Mikleo, by mu gorzej w życiu było. Tylko chcę jego uwagi. A ja zawsze chcę jego uwagi, czy jestem chory, czy nie. 
- Nie widzę różnicy, czy jestem chory czy nie – burknąłem, wracając pod koc, ale Lailah nic sobie z tego nie zrobiła. Czemu się mnie nikt nie słucha...? Może ja już w ogóle przestanę odpowiadać na ich pytania, ponieważ oni i tak będą robić, co chcą, całkowicie mnie ignorując. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz