czwartek, 8 czerwca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem do końca zachwycony z panującej pogody. Było zimno, mokro, wilgotno... ale Miki był szczęśliwy, i to się dla mnie liczyło. Gdyby może nie padało tak mocno, albo tylko rosiło... albo oczywiście w ogóle nie padało, tylko było tak chłodno. Niestety, z nieba padało jak z cebra, przez co zanim dotarłem do jego pracy, przemokłem do suchej nitki. I wcale nie czułem się dobrze. Miałem wrażenie, że  zaczynałem być chory. Nie wiem, czy to możliwe, bo w końcu Mikleo mówił mi, że nam aniołom tak łatwo zachorować nie idzie. W tym momencie troszkę zacząłem wątpić w jego słowa, tak się źle czuję. 
Podczas powrotu do domu Miki bawił się w deszczu, nie przejmując się niczym, a ja po prostu pilnowałem, by nikt go niepotrzebni nie zaczepiał. Jednocześnie chciałem, by Mikleo tak odrobinkę się pospieszył, bo ja naprawdę miałem wrażenie, że zaraz tutaj zamarznę i umrę... no dobra, to faktycznie leciutka przesada, no ale naprawdę byłem zmarznięty. Jak wrócę do domu, zaraz opatulę się jakimś kocem i zaszyję w łóżku. Pogoda była tak paskudna, że nawet Lucky wyjątkowo nie chciał ze mną wyjść po pańcia, pomimo tego, że zawsze chętnie to robił. Śnieżka i Muffinka kiedy tylko byłem w domu i na chwilę gdzieś przysiadłem, a już się na mnie położyły, grzejąc się o moje ciało. Absolutnie wtedy nie chciało mi się wstawać, no ale musiałem pójść po Mikiego. Znaczy się, nie musiałem, ale chciałem, sam mi mówił, że nie wiadomo, co tam ludziom w głowach siedzi, więc musiałem się upewnić, że wróci bezpiecznie do domu. 
- W końcu – wymruczałem zadowolony, kiedy tylko znaleźliśmy się w domu.
 Nie czekając na Mikleo zaraz poszedłem na górę, by się przebrać i wytrzeć włosy. Nawet trochę zacząłem żałować, ze jedyne ubrania, jakie miałem, były takie lekkie, przewiewne... w tym momencie nie pogardziłbym czymś znacznie cieplejszym. Na zimę zdecydowanie powinienem sprawić sobie coś cieplejszego, bo chyba umrę. Po tym zszedłem na dół, by opatulić się kocem i usiąść na kanapie, co kotki natychmiast wykorzystały, wskakując na moje kolanka i głośno mrucząc, grzejąc mnie swoimi drobnymi ciałkami. Co za kochane maleństwa... 
- Zimno – bąknąłem, kiedy podszedł do mnie rozbawiony Mikleo. No tak, bo najlepiej to się wyśmiewać z biednego, zmarzniętego męża...
- Mój biedny mężczyzna – powiedział, siadając obok mnie i gładząc po jeszcze wilgotnych włosach. – Zrobić ci coś gorącego do picia?
- Chyba nie mamy nic gorącego do picia. No i też nie chcę, byś tu siedział. Tam na dworze jest dla ciebie idealna pogoda – powiedziałem, troszkę naginając prawdę, no bo ja strasznie chciałem, by tu ze mną był, bo strasznie się za nim stęskniłem. Niby się już troszkę przyzwyczaiłem do tego, że kilka godzin spędzam w domu sam, no ale to nie znaczy, że mniej tęsknię. Gdybym tylko trochę szybciej się uczył i przyswajał wiedzę, już mógłbym pracować, a tak? Jestem takim dla niego trochę ciężarem... albo to może tylko moje spostrzeganie.
- Naprawdę właśnie tego chcesz? – dopytał, na co od razu pokiwałem głową. 
- Chcę, byś czuł się dobrze, więc musisz korzystać z pogody, zwłaszcza, że jutro już może być gorąco. A ja się jakoś tutaj sam dogrzeję – wyjaśniłem, uśmiechając się  delikatnie mając nadzieję, że go przekonam do swojego zdania. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz