Słysząc słowa mojego męża, westchnąłem cicho, co mnie odchodząc inni ludzie? Ja jestem głodny i chce jeść a im jeżeli coś przeszkadza, niech nie patrzą, ja im w talerze nie patrze.
- No dobrze, dobrze nie będę robił ci wstydu - Westchnąłem, od razu przybierając minę biednego smutnego chłopca, któremu tata zabrał ulubioną zabawkę.
- Nie rób takiej smutnej minki, nie chcesz mieć przecież później problemów w pracy dlatego, że ktoś cię rozpozna i zacznie wyśmiewać się z ciebie - Gdy to powiedział, kiwnąłem głową, doskonałe rozumiejąc, o co mu chodzi, miał racje, nie chce, aby później ktoś mi to wypominał tym bardziej w mojej pracy.
Zachowując się już grzecznie, wytarłem ładnie usta, jedząc już z kulturą i tak nie zwracając uwagi na innych, oni mnie w ogóle nie interesowali.
Najedzony a wręcz przejedzony położyłem dłoń na brzuchu, mając już dość jedzenia, czując, że zaczyna robić mi się troszeczkę nie dobrze od jedzenia.
- Wszystko dobrze? - Słysząc pytanie Soreya, uśmiechnąłem się szeroko, kiwając energicznie głową.
- Oczywiście, że dobrze inaczej być nie może - Wyjaśniłem najedzony, mając już dość spożywania jedzonka, chcąc iść gdzieś dalej przed siebie, nawet nie czekając na Soreya który szybko złapał mnie za rękę, zatrzymując przed odejściem zbyt daleko od niego samego.
- Hej co robisz? - Zapytałem, niezadowolony nie chcąc, aby mnie zatrzymał, ja chcę chodzić, iść gdzie się tylko da, bez zatrzymywania się.
- Miki, nie odpalaj się ode mnie, przyszliśmy tu razem i razem mamy spędzać tu czas prawda? Nie uciekaj mi, proszę - Gdy to powiedział, westchnąłem cicho, kiwając głową, grzecznie idąc z mężem przez festyn, zwracając uwagę na otoczenie, chcąc dotknąć wszystkiego, bawić się wszystkim jak dziecko trochę nie przejmując się ludźmi, niech oni sobie żyją władnym życiem, a i ja też będę żył swoim życiem.
- Wracamy? - Zapytałem, gdy szczerze miałem już dość towarzystwa ludzi, którzy bardzo swobodnie podchodzili do nas, ciągle coś chcąc, a szczerze przyznam, nie chciałem, aby dziś ktoś mi przeszkadzał, bo I tak skupić się nie umiałem, no, chyba że na moim mężu, na nim to ja zawsze mogę się skupić, on to mój ósmy cud świata i tylko na nim jestem w stanie się dziś skupić.
- Masz już dość? - Zapytał, chwytając moją dłoń, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Tak, mam już dość towarzystwa ludzi, zdecydowanie wolę spędzić czas z tobą, sam na sam w naszej sypialni - Wyszeptałem cicho, aby tylko on to usłyszał.
Sorey słysząc te słowa, uśmiechnął się do mnie ciepło, ciągnąc mnie w stronę domu, w końcu mogąc spędzić czas sam na sam, taka wyprawa do domu to już coś przyjemnego no może poza tym ciepłem, które wciąż mnie męczyło...
Po powrocie do domu poczułem, dziwmy kwaśny posmak w ustach, odruchowo idąc do łazienki, gdzie zwróciłem chyba wszystko, co zjadłem.
- O nie - Odezwałem się, gdy tylko skończyłem wymiotować, wstając z kolan, wycierając dłonią usta.
- Co się dzieje? - Zapytał zmartwiony Sorey, który od razu położył dłoń na moim policzku.
- Tyle słodkości się zmarnowało - Mruknąłem, podchodząc do umywalki, aby umyć zęby i twarz.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz