Na jego pytanie zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc tego, co do mnie mówi, czyżby coś ukrywał? To na pewno tylko dlaczego? Nie wiem, nie będę pytał, zaufam mu, tak jak tego właśnie chce.
- Ufam ci oczywiście, że ufam - Przyznałem, uśmiechając się do niego szczerze, mając nadzieję, że kiedyś mi to wyjaśni, najwidoczniej mając powód, aby teraz mi nic nie mówić.
- W takim razie proszę, nie pytaj mnie o to, nie teraz - Poprosił, całując mnie w czoło, wracając do wycierania moich włosów, co przyznam, było bardzo przyjemne, lubiłem te drobne pieszczoty, którymi mnie obdarowywał, nawet jeśli sam mogę je wysuszyć.
Zadowolony zamknąłem oczy, oddając się pieszczocie, którą mnie obdarowywał.
Nim się zorientowałem, Sorey odrzucił ręcznik na bok, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, czym mnie lekko zaskoczył, zachęcając mnie do odwzajemnienia jego pocałunku.
Nim się zorientowałem, Sorey wziął mnie na ręce, zanosząc do łóżka, do którego wylądowaliśmy na kilka dobrych godzin, tak jak obiecał, pieszcząc moje ciało, wywołując u mnie przyjemne dreszcze i jęki wydobywające się z moich ust.
I tego właśnie mi brakowało, zwyczajnej bliskości, pieszczoty, zapachu i smaku ust mojego ukochanego męża...
Dni znów wróciły do normalności, a każde z nas znów robiło to, co robić powinno, ja wróciłem do pracy, a Sorey zaczął szukać pracy, którą będzie mu odpowiadała.
I wszystko było już dobrze, aż do chwili, w której to pewnego dnia do naszych drzwi zapukała Lailah.
- Dzień dobry Sorey, dzień dobry Mikleo - Przywitała się z nami, zaskakując bardziej mnie niż mojego męża.
- Dzień dobry Lailah, co cię do nas sprowadza? - Zapytałem zaciekawiony, podchodząc do kobiety.
- Chciałabym was zabrać do katedry - Gdy to powiedziała, uniosłem jedną brew ku górze, zerkając na mojego męża, który bez problemu kiwnął głową, lekko mnie zaskakując.
- Dlaczego? Coś się stało? - Dopytałem, przyglądając się uważnie kobiecie, niczego nie rozumiejąc.
- Nic się nie stało, chciałbym wam coś pokazać - Powiedziała, dziwnie się uśmiechając, co się tu dzieje? Ja nic nie rozumiem.
- No dobrze, jeśli to jest bardzo ważne - Zgodziłem się, zakładając na nogi buty, czując się niekomfortowo, to trochę tak jakby coś się miało stać, tylko ja nie rozumiem czemu.
Sorey chwycił mnie za dłoń, uśmiechając się do mnie ciepło, prowadząc mnie do katedry, gdzie kobieta kazała mi stanąć w jednym z wyznaczonych przez siebie miejsc, co uczyniłem z niechęcią, zerkając na kobietę.
- Czy ktoś mi może powiedzieć, co się dzieje? - Zapytałem, dostrzegając jakiś nieznamy mi przedmiot, trzymany w jej dniach.
- To artefakt, który pomoże nam wydostać z ciebie demona - Gdy to powiedziała, z niewiadomych przyczyn poczułem gniew, uwalniając demona, który jeszcze przed chwilą był zamknięty.
- Nie pozwolę wam - Warknął, chcąc ruszyć w ich stronę, uderzając w niewidoczną ścianę. - Co jest kurwa - Warknął, dopiero po chwili orientując się, że został uwięziony w pułapce.
- Nie będziesz więcej krzywdził Mikleo - Powiedział Sorey, otwierając dobrze znane demonowi naczynie, siłą wyciągając demona z anioła, wywołując w jego ciele palący ból. Ból był niewyobrażalny, anioł czół jakby jego ciało płonęło żywcem, nim upadł na ziemię, ciężko oddychając, odpływając z powodu bólu i zmęczenia.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz