Nie chciałem Lailah. Ani samotności. Chciałem mojego męża, z którym ostatnio spędzam bardzo mało czasu. Najpierw ja spałem, bo byłem chory, i ciągle śpiący, i nawet nie wiedziałem, kiedy zasypiałem, tak źle się czułem. A później Miki wracał z pracy i spał. Spał prawie cały dzień, a ja nie mogłem niczego zrobić, bo musiał odpoczywać. I mimo że bardzo chciałbym z nim trochę czasu, musiałem zająć się sam sobą, a to było nudne. Nie podobały mi się te jego nocne zmiany. Poranne były lepsze. Faktycznie, trochę wtedy siedzę sam, no ale tylko trochę, a jak mój Miki wraca, to jeszcze ma trochę sił i mogę trochę z nim czasu spędzić. A popołudniowe... takich jeszcze nie przeżyłem, ale już też wiedziałem, że będą okropne, bo także będę długo sam... zostaje nam noc, no ale w nocy to się śpi i też nie będę mógł z nim spędzić fanie czasu. A ja potrzebuję do życia jego atencji, bo jak jej nie mam, to mi strasznie przykro jest. I smutno. I mam wrażenie, jakbym usychał od wewnątrz. Potrzebuję go w swoim życiu, w końcu po to tu wróciłem. Gdyby nie on, to dalej byłbym w niebie, robiąc... robiąc cokolwiek, co tam się w niebie robi. Mimo, że tam byłem, to niczego nie pamiętałem, znaczy się prawie. Rozmawiałem z mamą Emmy, ale o czym, to też nie pamiętałem i coś mi się wydaje, że moja pamięć się już nie ruszy z miejsca i to, czego sobie nie przypomniałem, raczej już nie przypomnę, i od tej pory muszę polegać na pamięci innych i na mojej miernej intuicji.
- Ale ja chcę ciebie – bąknąłem, mając nadzieję go przekonam, aby został. Przecież to tylko jeden wieczór, niby nic, a dla mnie to naprawdę wiele. Bez niego tutaj umrę i uschnę z tęsknoty. Ostatnimi czasy mam go mało w swoim życiu. A jak już go mam, to mnie obraża, zwracając się do mnie jak do dziecka i nazywając mnie kaczką. Albo mnie okłamuje, bym pił te paskudne zioła. Nie tak chcę z nim spędzać czas.
- Nie zawsze mamy to, czego chcemy, słońce – powiedział spokojnie, poprawiając kosmyki, które opadły mi na czoło, wpadając do oczu. Głupie kosmyki. Czasem mnie wkurzają, no ale nic się z nimi nie da zrobić.
- Ty chciałeś mnie. No i do ciebie wróciłem. Czyli dostałeś to, czego chciałeś. A ja chcę teraz ciebie i nie mogę cię dostać – bąknąłem, pusząc poliki.
- Jeszcze tylko dwie noce musisz sam wytrzymać, dobrze?
Dwie noce? Ale to strasznie dużo... ale ja przecież umrę bez niego. Niestety, moje zdanie nie ma tutaj żadnego znaczenia. Na jego słowa znacznie posmutniałem, co nie uszło uwadze Mikleo, który na moment złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Jak na moje za delikatnym, nawet już porządnych pocałunków nie ma...
- Muszę się zbierać – powiedział, wstając z kanapy i idąc do korytarza. Stwierdziłem szybo, że skoro już czuję się lepiej, to mogę go odprowadzić, a nawet nie mogę, tylko muszę. Dawno tego nie robiłem, więc najwyższa pora, bym nadrobił te wszystkie zaległe razy. I nie obchodziło mnie to, że na dworze było zimno, i wilgotno, i chyba padało, skoro czuję się lepiej, to muszę korzystać.
- A ty przepraszam bardzo, ale co robisz? – spytał, kiedy zauważył, że za nim idę do korytarza.
- Odprowadzam cię do pracy – powiedziałem, chcąc się zabierać za zakładanie butów. Od tego pomysłu łatwo mnie nie odciągnie, w końcu ja już się wyleżałem. No i też chcę spędzić jeszcze z nim trochę czasu.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz