Jak dobrze znał mnie mój mąż, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo gorąco mi może być i jak najlepiej związać moje włosy, aby nie przeszkadzały mi w pracy.
- Tak, zdecydowanie kok to będzie najlepsze rozwiązanie - Zgodziłem się z nim, oddając mu grzebień, aby mógł rozczesać moje splątane włosy. To ciekawe całymi dniami układając się naprawdę ładnie, a gdy tylko dochodzi do naszego zbliżenia, moje włosy kończą właśnie tak, rozrzucone na wszystkie strony i napuszone. Po prostu idealne, aby straszyć.
Na moje słowa Sorey od razu zabrał się do pracy, związując mi włosy w koka, za którego byłem mu śmiertelnie wdzięczny, dzięki niemu nie tylko mogę wyglądać dobrze, ale i on zrobi to zdecydowanie szybciej ode mnie, gdyż ja nie byłem w tym najlepszy.
- Dziękuję kotku - Odezwałem się, całując go w czoło, nim wstałem z łóżka, podchodząc do lustra, aby się sobie przyjrzeć. No dobrze, wyglądałem odpowiednio do pracy, a skoro już byłem gotowy, mogłem już iść.
Oj coś tak czuje, że to będzie ciężki dzień..
- Jestem gotowy, możemy iść? - Podpytałem, zerkając na męża, który szybko wstał z łóżka.
- To, co bierzemy ze sobą Lucky'ego? - Zapytał, chcąc zabrać pieska na spacer, z czym nie miałem najmniejszego problemu, niech go bierze, on będzie szczęśliwy a my i tak idziemy i tak więc co nam szkodzi?
- Dobrze, możemy go zabrać, tylko proszę, już chodźmy, nie chce się spóźnić na pierwszy dzień pracy - Poprosiłem, wychodząc z sypialni, zerkając na męża, który ruszył za mną, idąc po naszego psiaka, który skakał z radość, merdając swoim ogonkiem, przynajmniej on jest szczęśliwy, bo ja tak średnio.
Z cichym westchnięciem wyszedłem z domu, musząc się uśmiechnąć, w końcu sam pracować chciałem, dlatego nie mogę narzekać prawda? Nie chcę, aby Sorey pomyślał, że się do czegoś zmuszał, bo nie zmuszam, przecież robię to dla rodziny a rodzina jest najważniejsza.
- Przyjdę po ciebie po pracy - Odezwał się, gdy razem wchodziliśmy do szpitala, musząc się rozdzielić, ja musiałem pójść, się przebrać a Sorey chciał porozmawiać jeszcze z Misaki, ten to naprawdę się przesadnie o nie martwi, nie jestem dzieckiem, naprawdę sobie sam poradzę.
- Dobrze kochanie, do zobaczenia - Ucałowałem go w usta nim zniknąłem w małej szatni, przebierając się w strój pracowniczym ni, rozpocząłem pracę.
Dzień w pracy wcale nie był taki ciężki, miło było w sumie pracować z ludźmi, pomagać im, opiekować się nimi, całkowicie inny świat niż miałem dotychczas, całe życie tylko siedziałem w domu, dlatego tak dziwnie, a jednocześnie przyjemnie było mi pracować w takim miejscu, jak to. Mimo że ludzie byli różni jednak i to mi nie przeszkadzało, czułem się tu dobrze i chętnie będę tu wracał.
Zadowolony, a jednocześnie zmęczony wyszedłem już z pracy, od razu dostrzegając mojego ukochanego, z którego widoku bardzo się ucieszyłem.
- Sorey - Zawołałem zadowolony, przytulając się do niego, ciesząc z jego obecności, jednak miło jest, gdy twój mąż cię z pracy odbiera.
- Dzień dobry owieczko, jak było w pracy? - Zapytał, wtulony w moje ciało.
- Doskonale, wspaniali ludzie, ale i tak najbardziej brakowało mi ciebie - Wyznałem, stając na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, witając się z facetem z którym tak bardzo tęskniłem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz