Czas, jaki spędziłem z Alistairem, był naprawdę miły i nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędziłem go tak miło. Znaczy się, z Mikim też spędzam miło czas, nawet bardzo miło i równie bardzo przyjemnie, no ale była tu taka lekka monotonia. No a tu? W końcu coś innego. Szkoda, że Miki z nami nie poszedł, bo trochę mi go tu brakowało... czasem fajnie byłoby porobić coś innego niż tylko kochać się przez całą noc. Wczoraj chociaż na chwilę wyszliśmy z domu i coś porobiliśmy, i to było bardzo fajne, bo to coś innego było... chyba jednak za bardzo narzekam i powinienem bardziej cieszyć się z tego, co mam.
Alistair był bardzo miły i uprzejmy, oprowadzając mnie po mieście. Wszystko mi tłumaczył, mówił mi, na co zwracać uwagę, jeżeli się zgubię, jakie miejsca są warte bliższym oględzinom, a które lepiej unikać wieczorami... opowiedział mi także trochę o historii miasta i chociażby o tym, co zdarzyło się jakieś kilkanaście lat temu, czyli o ataku smoka. To mnie bardzo zaciekawiło, bo jeżeli wszystko dobrze zrozumiałem, to właśnie był to czas, kiedy byłem człowiekiem i byłem pasterzem. Czy wtedy pomogłem miastu? Z opowieści chłopaka wynikało, że nim zdążył zniszczyć miasto tak doszczętnie, został zraniony i uciekł, ale dokładniejszych szczegółów nie znam. Muszę dopytać o to Mikleo, bo jeszcze nie za bardzo pamiętałem okresu, kiedy byłem pasterzem, a i on nie chciał mi za bardzo tego opowiadać. Pomagałeś ludziom, nie ma co tu szczegółów przytaczać. To zawsze mówił, kiedy tylko prosiłem go o szczegóły.
Miasto skończyliśmy zwiedzać wieczorem i gdyby nie to, że zaczęło się ściemniać i że Miki cały czas na mnie czeka u Lailah, jeszcze trochę bym z nim pochodził, zwłaszcza, że nie udało nam się zwiedzić całego miasta. Alistair zaproponował, byśmy spotkali się jutro, ale ja tak nie do końca chciałem. Jutro chciałem poświęcić całkowicie czas mojemu mężowi, nawet jeżeli będziemy mieli spędzić go calutki dzień w domu. Znacz, nie calutki, bo do południa będę ćwiczył z Lailah, ale za to całą resztę dnia poświęcam Mikleo. Myślę, że to całkiem uczciwy układ... za to umówiłem się z Alistairem za dwa dni, w tym samym miejscu i o tej samej porze, na resztę zwiedzania.
Wracając do Lailah i mojego małego Mikleo oczywiście troszkę zbłądziłem i skręciłem nie w tę uliczkę, co trzeba. Szybko jednak się zorientowałem, że to nie ta droga i już chciałem wracać, ale w tym samym momencie usłyszałem cichutkie miauczenie. Zainteresowany tym dźwiękiem wszedłem bardziej w uliczkę w poszukiwaniu jego źródła i długo nie musiałem szukać, bo pomiędzy skrzynkami ujrzałem dwa brudne i strasznie wychudzone kotki; najpewniej była to mama i jej dziecko.
- A skąd wy się tu wzięliście? – spytałem cichutko, podając im dłoń do powąchania. Większy kotek podszedł do niej bez wahania, ocierając się o nią, za to mniejszy był bardziej nieufny, ale w końcu i on do mnie podszedł. – Musicie być strasznie głodni... przykro mi, nie mam nic teraz przy sobie. Ale mogę was zabrać gdzieś, gdzie jest jedzenie, gdzie jest ciepło i gdzie nikt was nie skrzywdzi. Co wy na to? – zapytałem, na co otrzymałem twierdzącą odpowiedź. Znaczy, chyba twierdzącą, ale to było bardzo wesołe miauknięcie. – Tylko najpierw musimy jeszcze pójść po mamcię, dobrze? – dodałem, biorąc powolutku mniejszego kotka na ręce, który, ku mojemu zdziwieniu, ani trochę się nie szarpał, tylko wtulił się w moją dłoń. Musiał być strasznie zmarznięty, małe biedactwo... oby tylko Mikleo nie powiedział nie, bo mi chyba serce pęknie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz