A więc jutro pełnia? Nie wiedziałem o tym. I nie wiem, czy to mi się tak do końca podoba. Znaczy się, pełnia nie jest taka zła, no chyba, że się podróżuje, wtedy to jest okropne. Tu jednak nie chodzi o sam fakt, że pełnia jest jutro, więc wychodzi na to, że następna będzie za miesiąc. Co prawda, powinienem wrócić tuż przed pełnią, no ale co, jeżeli się to przedłuży? Nie chciałbym zostawiać Mikleo samego podczas pełni. Nie wiem, co prawda, co się dzieje, jak mnie nie ma, ale na pewno nic dobrego. No i ktoś go musi kontrolować, prawda? Pilnować, by nikt nic głupiego nie zrobił. A on podczas pełni robi wiele głupich rzeczy. Chociaż, on często robi głupie rzeczy, nawet jak nie ma pełni. Jak chociażby to zakładanie tak krótkich spodenek na wyjście do ludzi. Nie było to za mądre, mówiłem mu o tym, a on i tak swoje. I kto miał rację? No ja miałem rację. No ale po co się słuchać głupiego Soreya.
- Nie wydajesz się zachwycony – zauważył powoli, i nawet musiałem się z nim zgodzić. No zachwycony nie byłem. Byłbym, gdybym nie musiał nigdzie lecieć. Swoją drogą, do latania też tak nie do końca byłem pewien. Niby mnie Lailah nauczyła, no ale co innego tak sobie latać kilka metrów nad ziemią przez kilka minut, a co innego kilkadziesiąt metrów nad ziemią przez kilka godzin. Jak tak sobie tylko o tym pomyślałem, to jakoś tak niepewnie się poczułem. Nie wiem, czy to na pewno taki dobry pomysł...
- No bo jeżeli jutro będzie pełnia, to jeszcze kolejna będzie za miesiąc. A co, jak nie zdążę wrócić do tej kolejnej pełni? Nie chcę cię zostawiać samego podczas niej. Jesteś wtedy nieobliczalny – powiedziałem zgodnie z prawdą, patrząc na niego uważnie.
- Myślę, że jakoś ten jeden raz wytrzymam przez ciebie. No i też nie będę musiał nic takiego robić, bo do mnie wcześnie wrócisz. Nie masz o co się martwić – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie i następnie schylił się, by móc pocałować moje usta. Normalnie bym się strasznie z tego ucieszył, bo uwielbiam całować jego mięciutkie usta, no ale teraz nie były one jedynie miękkie, ale i mokre, i zimne. Strasznie zimne. Na moje zdanie, za zimne. – A co się tak krzywisz teraz?
- Cały czas jesteś zimny – przypomniałem mu, pusząc swoje poliki.
- Taka już moja natura, skarbie. Ja nie narzekam, że jesteś gorący – odparł, uśmiechając się zadziornie.
- Przesadzasz, wyglądam zupełnie normalnie. Wcale nie jestem gorący – powiedziałem, uśmiechając się głupkowato, na co mój mąż pokręcił z niedowierzaniem głową. No faktycznie, to było strasznie słabe, no ale tam dojrzałem, jak mu się kąciki ust unoszą w uśmiechu, więc tylko to się dla mnie liczyło.
- Skąd u ciebie taka samoocena niska? – spytał, czego nie do końca rozumiałem.
- Jak to niska? Powiedziałbym, że jest w porządku. Po prostu tylko ci się tak wydaje. Wiesz, ty jesteś niesamowity i perfekcyjny w każdym, najmniejszym calu, no a ja jestem taki zwyczajny. To wszystko – wyjaśniłem, nie do końca rozumieją, skąd to pytanie.
<Owieczko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz