No niby wstawać nie musiałem, ale wystarczyło, że Mikleo wstał z łóżka i po jakimś czasie i ja się obudziłem. A jak już obudziłem się bez Mikleo, to wiedziałem, że już nie zasnę. Już na samą myśl o tym, że resztę dnia spędzę bez Mikleo strasznie mnie dołowała... znaczy się, może nie cały dzień, no ale większość. Bo tak, teraz wstanę, odprowadzę go i jeżeli Bozia da, szybko i sprawnie, bez żadnego gubienia się wrócę do domu. Następnie dam zwierzakom jedzonko, troszkę się z nimi pobawię, by jakoś sobie ten czas umilić. Następnie pójdę do Lailah i jak wrócę, to Mikleo jeszcze nie będzie. I co ja wtedy zrobię? Znów pobawię się ze zwierzakami? No ileż się można bawić ze zwierzakami? Ja wiem, że one są kochane i słodziutkie, no ale mój Miki jest bardziej słodki i kochany od nich. I nic mi go nie zastąpi. Naprawdę umrę z tęsknoty do niego, jeżeli nie znajdę niczego do roboty... może będę chodził do niego do pracy i go odbierał? O, to może być dobry pomysł. I jak wrócimy do domu, to ja przygotuję kąpiel, ale nie taką, jaką ja lubię, czyli gorącą, a tą lodowatą. Co prawda przez to w żaden sposób nie nadrobię z Mikleo straconego czasu, bo ja tam do takiej balii z lodowatą wodą to nie wejdę, no ale to najważniejsze, by Mikleo mógł się poczuć troszkę lepiej. A jak on się będzie czuł lepiej, to i ja się będę czuć lepiej.
- Nie muszę, fakt, ale chcę, to po pierwsze. Po drugie, już nie zasnę, więc nie ma co leżeć bez sensu. Po trzecie, chcę się upewnić, czy bezpiecznie dotarłeś do domu i po czwarte, muszę porozmawiać z Misaki, by miała na ciebie oko, byś nie przesadzał. Jakoś pod tym względem ci nie wierzę – wyjaśniłem, zrywając się z łóżka, by zaraz zacząć się zbierać do wyjścia.
- Sorey, potrafię sobie świetnie poradzić, nie musisz się o mnie martwić – powiedział, próbując mnie odwieść od tego pomysłu i uspokoić, ale rzecz jasna, tak średnio mu się to udało. Ja już coś postanowiłem i tego słowa otrzymam.
- Gdybym się o ciebie nie martwił, to bym do ciebie nie wrócił, więc proszę, pozwól mi się martwić – powiedziałem, szybko zakładając koszulę. Najchętniej to bym nic takiego nie zakładał, owszem, no ale Mikleo by się na to nie zgodził. – I jak tylko usłyszę, że zasłabłeś przez to, że nadużyłeś swoich mocy, więcej cię tam nie puszczę...
- Nic się takiego nie zdarzy, możesz być spokojny – usłyszałem, no ale i tak nie byłem do końca przekonany.
- To się okażę. No, ja jestem gotowy. A ty? – dopytałem, zapinając jedynie kilka pierwszych guzików. – O, a może wezmę Lucky’ego z nami? Dobrze mu zrobi taki spacerek, co ty na to?
- Spokojnie, jeszcze ja się nie ogarnąłem – powiedział Mikleo, trochę mnie uspokajając. – Muszę się jeszcze uczesać...
- No to siadaj, ja to zrobię – powiedziałem, mając już pewien pomysł. Oczywiście to miało być coś normalnego, coś, co by raczej nie przykuwało spojrzeń... Chociaż, czy to ma sens? Mój mąż jest przepiękny nawet w takich roztrzepanych włosach. Powiedziałbym, że taki jest najpiękniejszy, przynajmniej dla mnie. – Może koczek? Dzięki temu może nie będzie ci tak gorąco – zapytałem, chcąc wiedzieć, czy może ma jakiś pomysł na swoją fryzurę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz