Na jego słowa pokręciłem z niedowierzaniem głową, on naprawdę, że jest głupi tylko dlatego, że nie przyswaja wszystkiego błyskawicznie? On to naprawdę ma bardziej kiepską samoocenę, mam nadzieję, że uda mi się to w nim zmienić w innym wypadku będzie mi naprawdę przykro.
- Sorey nie jesteś głupi i proszę, nawet tak nie mów, nigdy nie byłeś głupi, musisz zrozumieć, że każde z nas jest inny, proszę cię, abyś nigdy nie myślał o sobie inaczej - Poprosiłem, patrząc w jego oczy, naprawdę czując się źle z tym, takie myślenie jest naprawdę krzywdzące dla niego samego, jak i dla mnie dlatego, że jest to mój mąż i naprawdę chciałbym, aby szanował siebie to przecież nic trudnego prawda?
- Uważam, że nie mogę być mądry, skoro wszystko przychodzi mi z taką trudnością - Na jego słowa westchnąłem cicho, co za. Ach, nawet brak mi słów.
- Sorey błagam cię - Westchnąłem cicho, kładąc głowę na jego ramieniu, nawet nie chcąc już z nim rozmawiać na ten temat, on swoje ja swoje i nic z tego nie wynika oprócz tego, że mój mąż coraz gorzej się postrzega.
- O co mnie błagasz? - Na to pytanie nic nawet nie odpowiedziałem, zamykając swoje oczy, odczuwając zmęczenie, może jednak ten sen nie będzie takim złym pomysłem, ja wypocznę, a i Sorey, który jest obok mnie, może zamknie na chwilę oczy, aby odpocząć.
Cały tydzień w pracy minął mi dość szybko, praca to naprawdę miłą odmianą od samotnego siedzenia w domu, do tego wszystkiego czując się jeszcze bardzo dobrze, przynajmniej na tyle dobrze na ile dobrze mogę się czuć z powodu gorącą panującego wokół.
Dzisiejszego dnia jednak czułem się bardzo dobrze, a to wszystko dlatego, że na dworze panowała burza, a burze kochałem najbardziej, było zimno i do tego deszczowo, a to sprawiało, że ja sam rozkwitłem.
- Dzień dobry kotku - Przypominałem się z moim ukochanym mężem, który jak co dzień przyszedł do mnie, abyśmy wspólnie wrócili do domu.
Najwidoczniej mój mąż nadal boi się, że coś mi się stanie a przecież nie stanie, nie w drodze do domu.
- Dzień dobry owieczko - Przywitał się ze mną, przytulając mocno do siebie, w taki sposób jakby mnie lata nie widział, ciesząc moją obecnością.
- Jak trening? - Zacząłem, uśmiechając się do niego ciepło.
- Jak zwykle ani za dobrze, ani zbyt źle - Wytłumaczył, oczywiście najbardziej nijaką odpowiedzią, jaką się tylko dało.
- To była chyba najbardziej wymijająca odpowiedzi, jaką tylko się da wypowiedzić - Odpowiedziałem, wzdychając cicho, odsuwając się od niego, chwytając jego dłoń. - Wracamy do domu? - Zapytałem, nie chcąc, aby mój mąż stał dłużej na deszczu, wiedząc, że mój mąż nie przepada za tym zimnem, woląc ciepło, dlatego podziwiam go, że nawet wyszedł z domu, aby mnie odebrać, gdy tak naprawdę nie powinien, to znaczy mógł, ale po co? Przecież ja bym sam wrócił do domu.
- Tak, bardzo chętnie - Zgodził się ze mną, idąc przed siebie prosto do domu.
Oczywiście, wykorzystując okazję, bawiąc się w deszczu jak małe dziecko, mimo pracy mając mnóstwo energii z której chętnie pokorzystam.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz