czwartek, 29 czerwca 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Czy wiedziałem, gdzie ten przeklęty demon mnie zabrał? Nie, w ty miejscu jeszcze nigdy nie byłem, na szczęście wiem, kto mi powie. Woda ona zawsze mi pomoże, a z tego, co wyczuwam, woda znajduje się niedaleko nas.
- Myślę, że mogę wiedzieć - Odpowiedziałem, spokojnie ruszając w stronę wody, zerkając na męża, który właśnie ruszył za mną, uważnie mi się przyglądając, a przecież powinien patrzeć na otoczenie to ono może stać się niebezpieczne, gdy tylko mu się za bardzo zaufa.
- Miki, nie mieliśmy szukać wody, tylko wracać do domu - Odezwał się, gdy tylko wszedłem do wody, wsłuchując się w jej dźwiękom, które dawały mi jasne komunikaty jak mamy wrócić do domu.
- Tak wiem, ale to właśnie woda jest w stanie i powiedzieć gdzie mamy iść - Wytłumaczyłem, stając tak kilka chwil, nim wyszedłem z niej, podchodząc do Soreya. - Chodź, już wiem gdzie mamy lecieć - Odezwałem się po wyjściu z wody wyciągając swoje skrzydła.
- Będziemy lecieć? A nie możemy iść? - Zapytał niezadowolony tym pomysłem, tylko dlaczego? Nie mam polecieć? Przecież sam mówił, że w domu są zwierzęta, które na pewno są już głodne, ciekawe jak długo muszą już tak znosić każdy dzień głodni tylko z dostępem do wody.
- Kotku a zwierzęta? Jeśli będziemy szli pieszo, wrócimy do domu w przeciągu dwóch dni, a jeśli polecimy, jeszcze dziś w nocy będziemy w domu - Wyjaśniłem, teraz gdy tak myślę sobie o zwierzętach, czuje się bardzo źle z tym, co zrobiłem, przecież z mojego powodu te biedne zwierzęta są wygłodzone i wszystko to moja wina.
- Masz racje - Kiwnął głową, rozkładając swoje skrzydła, robiąc to z ogromną niechęcią. No cóż, albo lecimy, albo ja lecę, a on sobie idzie do domu pieszo, tak też można zrobić, jeśli bardzo mu na tym zależy.
Uśmiechając się delikatnie do niego, podszedłem bliżej, całując go w policzek, nim rozłożyłem skrzydła, wznosząc się w powietrze, lecąc drogą, którą wskazała mi woda, zerkając na męża, który leciał za mną, a jego mina wciąż wskazywała na to, że nie podoba mu się ten lot, no cóż, jako będzie musiał to przeżyć.
Powrót do domu przyznam, był bardzo męczący, już dawno tyle nie latałem, zazwyczaj pływając w wodzie, która jest bardziej przyjemna od latania, jednak jak to się mówi, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Zmęczeni weszliśmy do domu, od razu witając się ze zwierzakami, które cieszyły się jak nigdy przedtem, od razu dostając jedzonko i świeżą wodę, jedząc i pijąc naprawdę przepadzicie a wszystko to dlatego, że je zostawiłem, oby tylko znów demon się nie pojawił.
- Dzięki bogu nic się im nie stało - Westchnąłem cicho, stojąc w kuchni, przyglądając się zwierzakom, które usiały naprawdę być nieszczęśliwe przez te wszystkie dni, w których nas nie było.
- Na szczęście nie - Przyznał, przytulając się do mnie, składając delikatny pocałunek na moim policzku.
- Aż do następnego razu, gdy znów przejmie nade mną kontrolę - Wyznałem, chyba tego bojąc się najbardziej.
- Nie przejmie, dopilnuje tego - Zapewnił mnie, chwytając moją dłoń, którą ucałował, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Wierzę ci - Wyszeptałem, z ciepłym uśmiechem wtulając się w jego. - Kocham cię - Dodałem, nim połączyłem nasze usta w delikatnym, chociaż bardzo namiętnym pocałunku.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz