Rozumiałem go doskonale, samemu nie czując się z tym najlepiej, zdecydowanie wolałbym być z moim mężem niż bez niego, jednakże problem jest taki, że on musi iść na wyprawę z Lailah, a ja muszę wrócić do pracy, grzecznie na niego czekając, mam tylko nadzieję, że w trakcie jego nieobecności nie wydarzy się coś, co spowoduje u mnie lęk przed brakiem mojego męża.
- Kotku i ja nie chce, abyś szedł i tak jak ty będę czuł się z tym źle i szczęśliwy z tego powodu również nie jestem - Wytłumaczyłem, czując to samo co on, już bojąc się na samą myśl o jego odejściu, bardzo nie chciałbym zostać sam, ale nic na to poradzić nie mogę.
- Nie wyglądasz, jakbyś był smutny, przez cały czas się uśmiechasz, tak jakbyś się cieszył z tego, że idę - Gdy to powiedział, poczułem się z tym źle, uśmiecham się, aby poczuł się lepiej, a nie dlatego, że się cieszę, że mnie opuszcza, przecież nie o to chodzi.
- Nie cieszę się z tego, że wyruszasz w podróż, ja po prostu się uśmiecham, aby podnieść cię na duchu, a nie dlatego, że się cieszę z twojej nieobecności, proszę mnie o to nie podejrzewać, ja nie chce, abyś mnie zostawił, ale wiem, że nie mamy wyjścia, właśnie dlatego wziąłem wolne, aby nadrobić wspólnie czas - Wytłumaczyłem, nie chcąc, aby sądził, że wolę, aby szedł, ciesząc się z tego tylko dlatego, że się uśmiecham póki mam go przy sobie.
- Naprawdę? - Zapytał z ulgą, a ja musiałem chwilę się zastanowić nad tą odpowiedzią, wygląda na to, że naprawdę fatalnie się zachowuje skoro on myśli, że jest inaczej.
- Tak, naprawdę - Zapewniłem go, wtulony w jego ciało patrząc w okno, za którym słońce świeciło, wywołując u mnie chęć wyjścia na dwór. - I proszę, nigdy nie myśl inaczej - Dodałem, z łagodnym uśmiechem podnosząc głowę z jego klatki piersiowej, delikatnie całując jego usta.
- Oczywiście, co tylko powiesz - Wyszeptał, uśmiechając się do mnie szeroko.
Mój ukochany głuptasek, jak ja go kocham nad życie swoje i na pewno nigdy nie chciałbym mieć nikogo innego prócz jego samego.
- Wiesz mam pomysł - Zacząłem, rysując na jego klatce piersiowej nieregularne znaczki, skupiając się całkowicie na nim.
- Jaki pomysł chodzi ci po głowie? - Dopytał, przyglądając mi się z uwagą w swoich cudnych rubinowych oczach.
- Co ty na to, aby wybrać się nad jezioro wraz z kocem. Powiedzmy, że zrobiliśmy sobie mały piknik tylko we dwoje, mogąc sobie odpocząć na kocyku, ty się wygrzejesz na słońcu, a ja sobie popływam co ty na to? - Zaproponowałem, chcąc spędzić z nim czas, jednocześnie pragnąc chociaż na chwilę, zanurzył swoje ciało w chłodnej wodzie, o ile i ona nie stała się już ciepła z powodu ciągłego słońca.
- Piknik bez jedzenia? - A mój mąż, zamiast pytać o coś ważnego, zapytał o jedzenie, przecież i tak jeść nie musi, a więc po co nam jedzenie?
- Tak, oboje jeść nie musimy, a więc i jedzenie nie jest nam potrzebne - Wytłumaczyłem, podnosząc się do siadu, rozciągając swoje ciało. - To, co ty na to idziemy? - Podpytałem, zerkając na mojego najukochańszego męża na świecie, chcąc poznać i jego opinie na ten temat.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz