Demon kierował się z dala od istot, z którymi musiałby walczyć a wszystko dlatego, że nie chciał, aby anioł znów przejął nad swoim ciałem kontrolę a wszystko to z powodu mężczyzny, który zawsze potrafił wydostać zamkniętego w klatce aniołka, zamykając znów demona, który zamknięty być nie chciał, z tego właśnie powodu wolał unikać istoty, która jest głupia, a jednocześnie na tyle sprytna, aby znów wydostać durnego anioła z zamknięcia.
Mormon, mając już pewność, że nikt go nie ściga, odetchnął z ulgą, zatrzymując się w jednej z jaskiń, gdzie na chwilę chciał odetchnąć, myśląc nad tym, co teraz powinien uczynić. Coś tak w końcu czół, że Sorey tak szybko nie odpuści, a jeśli dojdzie do bliskiego kontaktu na pewno uda mu się uwolnić anioła, no i co teraz powinien zrobić? W tej chwili nie miał żadnego pomysłu, musiał odetchnąć, usiąść i pomyśleć nim znów ruszy w dalszą podróż unikając aniołów, które tak szybko mu nie odpuszczą...
Mormon odpoczął sobie troszeczkę, nim postanowił ruszyć w dalszą podróż, nie wiedząc, tak naprawdę gdzie iść, nie miał pomysłu na siebie ani na to, co uczyni, wiedział tylko jedno, chciał, aby świat sobie o nim przypominał, niszcząc i zabijając, tak jak za dawnych lat będąc postrachem wśród ludzi, aniołów, a nawet i samych demonów.
Mormon znalazł miejsce, w którym mógł spokojnie się na jakiś czas, ukryć wśród ludzi chowając najbardziej zauważalne akcenty takie jak właśnie rogi, to one mógłby przerazić najbardziej, a przecież tego właśnie nie chciał, jak miałby zbliżyć się do ludzi, gdyby wyglądem przypominał demona? Demon mimo wszystko chciał być nierozpoznany, aby po cichu zbliżyć się do ludzi mogąc jednocześnie pozbawić ich życia, kradnąc duszę, która dawała mu siłę na kontrolowanie ciała anioła. W końcu teraz to on rozdaje karty a anioł, on niech siedzi w zamknięciu, tak długi, jak się tylko da z dala od świata tak jak kiedyś on sam.
Pośród ludzi ukrywał się kilka dni, bawiąc się i mordując, świetnie się z tym czując i pewnie trwałby w tej radości, gdyby nie kolejne uderzenie mające na celu poinformować go, że coś niedobrego się zbliża.
Niezadowolony w momencie dobrej zabawy musiał przerwać, znów dostrzegając Soreya, którego tak bardzo ujrzeć nie chciał. Że właśnie akurat teraz musiał się tu zjawić, zabijając zabawę, na którą demon tam bardzo miał teraz ochotę.
- I znowu ty? Jesteś naprawdę męczący, mógłbyś sobie już odpuścić, ja nie mam czasu na twoje zagrywki - Burknął niezadowolony demon, wypuszczając z uścisku człowieka, który z trudem wstając z ziemi, uciekł demonowi, wywołując u niego jeszcze większą irytację. - Przez ciebie uciekł mi obiad - Warknął, zaciskając dłonie, wpatrując się w Soreya który nie specjalnie się tym faktem przejął. - No i czego się tak gapisz? Tracisz mój czas - Warknął, bez ostrzeżenia atakując chłopaka, który był już na to przygotowany.
Zirytowany tym jeszcze bardziej demon zagryzł dolną wargę, patrząc na anioła.
- Ależ ty mnie wkurzasz - Burknął, wściekle nie potrafiąc zmieść obecności tego durnego męża anioła, nad którym właśnie w tej chwili miał całkowitą kontrolę.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz