Troszeczkę już zmartwiony nieobecnością męża zacząłem chodzić w kółko, zerkając w okna, nie wiedząc już, czy mam wyjść i go szukać, czy jednak poczekać tu na niego?
- Spokojnie Mikleo, Sorey już niedługo do nas dołączy - I właśnie w tym samym momencie, gdy to powiedziała, do świątyni wszedł mój mąż z małym kotkiem trzymanym na rękach i drugim idącym przy jego nodze.
- Sorey? Skąd je masz? - Zapytałem zaskoczony, podchodząc do niego, zerkając na małego kotka i tez tego większego, oba były wychudzone i brudne, wygląda na to, że Sorey znalazł małe przybłędy, tylko kto wyrzucił z domu takie piękne kotki?
- Znalazłem je na ulicy i nie mogłem zostawić, możemy je przygarnąć prawda? - Na to pytanie kucnąłem przy kotce, wyciągając do niej dłoń, pozwalając się powąchać, nim delikatnie pogłaskałem kotkę za uchem, dostrzegając również zainteresowanie naszego pieska, który podszedł do kotki, chcąc się z nią zaprzyjaźnić.
- Oczywiście, że je przygarniemy, tylko problem jest taki, że nie mamy dla nich karmy, a pieniądze też się nie mnożą - Przypominałem mu, odsuwając psiaka, nie chcąc, aby straszył kotki.
- Dziś zjedzą trochę karmy Lucky'ego a jutro coś im kupimy - Zaproponował, na co kiwnąłem głową, na szczecie Lucky je mokrą karmę, którą można troszeczkę rozdrobnić, aby dać ją kotką przynajmniej dziś, bo i tak niczego innego nie mamy w domu.
- No dobrze, niech i tak będzie - Zgodziłem się, dostrzegając fascynację Lailah, kobieta również kocha zwierzaki, dlatego z taką fascynację patrzy na te kociaki.
- Słodkie maluchy - Odezwała się, oba głaskając kotki, które w ogóle się jej nie bały, ciocia Lailah to jednak ciocia, nie tylko dla naszych dzieci, ale i zwierząt.
Nie chcąc już przedłużać, pożegnaliśmy się z kobietą, wracając do naszego domu, gdzie musieliśmy zająć się kotkami, po pierwsze trzeba było je umyć, co się kociakom nie spodobało, co cóż nie mogą być brudne i chodzić po domu, w nagrodę oczywiście dostając trochę jedzonka, które jadły bardzo zachłannie, co nie było zbyt dobre dla kotków, które oczywiście były na pewno bardzo wygładzone.
- Jak można wyrzucać takie dwa biedne koty - Odezwał się, przejęty tym, co ludzie potrafią zrobić ze zwierzakami.
- Tacy właśnie są ludzie, biorąc zwierzęta dla dzieci, a gdy się im znudzą, wyrzucają je na ulicę, nie przejmując się nawet tym, że zwierzęta też czują i cierpią, gdy zostają tak źle potraktowane - Wytłumaczyłem mu, chcąc, aby był świadom tego, że ludzie są różni i nie każdy jest tak dobry, jak ci, których poznaliśmy.
- To jest naprawdę okrutne - Zauważył, głaszcząc po łebku małą, jak się okazało koteczką, a więc wygląda na to, że teraz mamy dwie kotki w domu i jednego psa, jak miło będę miał co robić, gdy mojego męża nie będzie w domu.
- To jest normalne dla ludzi, oni nawet dzieci potrafią porzucić - Przyznałem, zawiedziony tym, co czynią ludzie na tym świecie.
Sorey westchnął niepocieszony tym, co usłyszał, przytulając kotkę do siebie.
- A tak właściwie, jak je nazwiemy? - Zapytał, czekając na moją odpowiedź, oczywiście jak zawsze to ja muszę wymyślić imię dla zwierzaków.
- No to może mama kotka będzie nazywała się śnieżka, a ta mała to może psotka? - Zaproponowałem, wpadając na dwa imiona, które chyba najbardziej mi do nich pasowały.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz