sobota, 17 czerwca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Więc dzieci przy nim nie były, kiedy mnie nie było? Myślałem, że się nim zajęli, kiedy mnie zabrakło. Mikleo wtedy potrzebował wsparcie, opieki, którą powinni zapewnić mu najbliżsi. W tym przypadku, były to nasze dzieci. Ja rozumiem, że dzieci miały własne życie, no ale mama ich potrzebowała, a mama jest przecież najważniejsza. No i też tak trochę martwiłem się o Merlina, bo to, co Miki o nim mówił, brzmiało źle. Może to nie była wina naszych rodziców, a właśnie nasza i tego, jak go wychowywaliśmy. Może to moja wina? Może za mało czasu spędzałem w domu? Ponoć pomagałem Mikleo najwięcej i najlepiej, jak tylko mogłem, no ale też pracowałem, więc nie poświęcałem dzieciom tyle czasu, ile go faktycznie potrzebowały. Teraz już z tym nic nie zrobię, ale mogę się postarać dla naszej następnej pociechy, poświęcając jej cały swój czas. Albo chociaż większość, bo też trochę muszę czasu spędzić z moim kochanym mężem. O ile będziemy mieli dla siebie czas, bo jednak dziecko małe trochę tego czasu pochłania, no ale mam nadzieję, że trochę chwil dla siebie nam się uda zdobyć. 
- A wolne w pracy kiedy będziesz miał? – zapytałem, mając nadzieje, że będzie to jakoś niedługo. Bardzo dużo ostatnio pracował, i to jeszcze za trzy osoby, więc tym bardziej potrzebował wolnego. A ja potrzebowałem jego. I będę go miał, jeżeli on będzie miał wolne. Więc wszystko, czego potrzebowaliśmy, to jego wolne. 
- Dopiero za tydzień, skarbie. Także w weekend – przyznał, na co westchnąłem ciężko. Przecież to siedem dni... Mój boże, przecież to strasznie dużo czasu. Nigdy nie przyzwyczaję się do takich długich przerw. – W końcu przywykniesz, zobaczysz – dodał, całując mnie w policzek, no ale ja tam za bardzo przekonany nie byłem. Miki był miłością mojego życia, a bez niej żyć nie potrafię. 
Dni powolutku mijały, a ja, chcąc nie chcąc musiałem wrócić do Lailah i do jej ćwiczeń. Z początku się jej bałem, bo doskonale wiedziałem już, do czego potrafi być zdolna, jednak podczas ćwiczeń już była normlana. Czyli jest dla mnie straszna i niedobra, kiedy jestem z nią sam na sam w domu i jestem chory. Jak przyjdzie zima, i będę chory, to ja jej nie chcę. Już będę wolał spędzać czas bez niej, a sam z kotkami. Nie będzie to takie miłe, no ale pobyt samemu w domu będzie zdecydowanie mniejszym złem. 
- Można uznać, że prawie zakończyłeś nauki – odezwała się w końcu któregoś dnia, co trochę mnie zaintrygowało. 
- Jak to prawie? To co mam zrobić, by je zakończyć?- spytałem, chcąc się tego bardzo dowiedzieć. W końcu, kiedy skończę te nauki tak oficjalnie z jej błogosławieństwem, będę mógł w końcu zacząć jakąś pracę i dorobić trochę do domowego budżetu. 
- Przejść pewien test, który można wykonać tylko i wyłącznie w świątyni ognia – wyjaśniła, na co kiwnąłem głową. A to akurat takie straszne nie było. 
- Niedaleko znajduje się taka świątynia, to w niej znalazłem artefakt – powiedziałem, zadowolony z tego faktu. Odkąd nauczyłem się latać, będzie to bardzo króciutka wycieczka, no i w końcu będę miał jeden cel z głowy. 
- Nie o taką świątynię mi chodziło. Zadaniem świątyni, o której wspominasz, było chronienie artefaktu, nie nauka. Nas czeka podróż do nieco odleglejszego miejsca – powiedziała niepewnie, co mnie odrobinkę zaniepokoiło. 
- Jak odległego? 
- Nie byłoby nas tutaj ponad dwa tygodnie... w pesymistycznym scenariuszu, blisko trzy – powiedziała, na co jęknąłem w duchu. Trzy tygodnie? Bez Mikleo? Ja nie dam rady, czemu to jest tak daleko? – Nie musimy tam się wybierać już jutro, czy nawet pojutrze, najpierw spędź trochę czasu z mężem – poprosiła, na co kiwnąłem głową. Oczywiście, że spędzę czas z mężem, muszę mu też o tym powiedzieć, pewnie nie będzie zachwycony... ale czy odczuje to jakoś bardzo? W końcu ostatnio dużo pracuje i mało go w domu, ale w takiej sytuacji to może nawet lepiej dla niego, bo nie będzie mu tak smutno, jak ja będę daleko.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz