Słysząc pytanie Soreya, spiąłem się delikatnie na wspomnienie o tamtej sytuacji, że akurat tamten chłopak musiał mu o ty powiedzieć, jak ja bardzo nienawidzę poruszać tego tematu, tym bardziej że to ja byłem ty okropnym smokiem, który zniszczył miasto i skrzywdził nie jednego człowieka.
- Tak, byliśmy w mieście i tak, jako pasterz ocaliłeś miasto i oczyściłeś smoka - Wytłumaczyłem, pokrótce nie chcąc w sumie za bardzo o tym rozmawiać, ten temat nie był dla mnie przyjemny a wszystko to dlatego, że tym smokiem byłem ja sam.
- Tak? ale fajnie - Odpowiedział z entuzjazmem, uśmiechając się do mnie. - A czy ja byłem dobrym pasterze? - Zapytał, kontynuując temat bycia pasterzem.
- Oczywiście, że tak, ludzie cię uwielbiali, pomagałeś ludziom, oczyściłeś nie jednego człowieka, powstrzymałeś wojnę, a nawet pokonałeś największe zło żyjące w tamtych czasach na świecie - Wytłumaczyłem, uważając, że był bardzo dobrym pasterzem, nigdy nie zrobił niczego wbrew ludzkości i chyba za to ludzie tak go lubili.
- Wygląda na to, że byłem naprawdę dobrym pasterzem - Stwierdził, z czym się nie mogłem nie zgodzić, był dobrym człowiekiem i zdania nigdy o nim nie zmienię.
- No bo byłeś - Zapewniłem go, opowiadając mu jeszcze trochę o tym jego byciu pasterzem, o tym, jakie zadania go czekały, o tym, jak świetnie sobie z nimi radził, mimo że miał chwile słabości, mówiąc o nim tylko w samych superlatywach.
- Wydaje mi się, że za bardzo mówisz o mnie w taki pozytywny sposób, przecież byłem człowiekiem i na pewno robiłem coś złego - Miał racje, ale po co o tym wspominać? Przecież to było poprzednie życie niemające nic wspólnego z poprzednim.
- Sorey posłuchaj, poprzednie życie nie ma znaczenia. Rodzisz się na świecie na nowo, dostając nową szansę, zapominając o tym, co działo się kiedyś, dlatego nie drąż tego to i tak już niczego nie zmieni - Wytłumaczyłem mu, wzruszając delikatnie ramionami.
- Mówisz tak tylko dlatego, że nigdy nie byłeś człowiekiem i nie musisz poznać swojej przeszłości - Burknął, pusząc policzki.
- Byłem człowiekiem tak jak ty - Odpowiedziałem, wchodząc do szpitala, kończąc temat, szukając naszą córkę, która jak na zawołanie pojawiła się przed nami lekko zaskoczona.
- Mamo? Tato? Co tu robicie? - Zapytała zaskoczona, witając się z nami.
- Cześć Misaki - Przywitałem się z nią, nim zrobił to mój mąż, przechodząc do tematu, gdy tylko wszyscy się ze sobą przywitali. - Chciałbym, jeśli jest w ogóle możliwość podjąć się pracy w szpitalu - Wytłumaczyłem, czym lekko zaskoczyłem moją córkę.
- Potrzebujecie pieniędzy? Możemy wam z Nori pomóc - Odezwała się, zmartwiona już chcąc nam pomagać finansowo, gdy to my powinniśmy pomóc jej.
- Nie, spokojnie Misaki, chce zacząć pracować, nie musisz się martwić o nasze pieniądze - Uspokoiłem ją troszeczkę, nie chcąc, aby się o nas martwiła.
- W porządku, akurat z tego, co wiem, potrzebujemy do pracy medyków, a ty mamo się do tego nadajesz, dlatego chodźcie ze mną, pójdziemy do szefa - Odezwała się, prowadząc nas do jakiegoś pomieszczenia, gdzie siedział starszy pan, którego przedstawiła mi nasza córka, pozostawiając mnie z nim sam na sam, co przyznam, lekko mnie przeraziło. No nic Miki dasz radę, nic ci nie będzie.
Mężczyzna okazał się bardzo miłym człowiekiem, który z chęcią przyjął mnie do pracy, chcąc abym już jutro się zjawił, uf jak dobrze, co prawda nigdy nie pracowałem, ale myślę sobie, że i z tym sobie poradzę.
Zadowolony podziękowałem mężczyźnie, wychodząc z gabinetu, od razu dzieląc się z rodziną dobrymi wiadomościami, ciesząc się na nową pracę.
Teraz już nie musząc martwić się o pieniądze, Sorey może nadal chodzić do Lailah i ćwiczyć a ja zacznę pracować, aby mój mąż mógł uczyć się życia.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz