Przyjrzałem się uważnie mojemu mężowi, zastanawiając się, czemu mój mąż uważa, że jest zwyczajny, czemu zwyczajny, gdy jest taki jak ja, wyjątkowy anioł mogący zmienić ten świat tak jak i ja, więc dlaczego ja ma być bardziej wyjątkowym aniołem od niego? Czasem naprawdę nie pojmuję, mój mąż to po prostu mój głupiutki Sorey, on ma czasem swoje kredki i tego akurat nie pojmuję i coś mi się wydaje, że raczej nigdy tego nie pojmę.
- Wydaje mi się, że przesadnie przesadzasz, nie jestem bardziej wyjątkowy od ciebie - Wyznałem, kładąc się obok niego na kocu, uśmiechając się do mojego ukochanego męża. - Z resztą uważam, że powinieneś bardziej patrzeć na siebie, jesteś cudowny facetem i bardzo atrakcyjnym, a to może wywołać u mnie zazdrość - Dodałem, mówiąc naprawdę poważnie.
- Oj jesteś, jesteś, tylko ty tego nie dostrzegasz, a jeśli mówisz o zazdrość, o mnie zazdrosny być nie musisz, ja przecież jestem tylko twój i nikogo innego nie zechce mój aniele - Stwierdził, głaszcząc mnie po głowie, całując delikatnie w czoło. Wygląda na to, że Sorey jak zwykle będzie miał swoje zdanie, a ja będę miał swoje i jak zwykle się nie dogadam. Do tego wszystkiego oczywiście on o mnie zazdrosny może być, a ja oczywiście przesadzam, ach ten mój mąż w ogóle się nie docenia, a szkoda, bo jest najwspanialszą istotą chodzącą po tym świecie, przynajmniej dla mnie, a chyba to jest najważniejsze.
Nie chcąc się z nim kłócić, leżałem na słoneczku, kładąc głowę na jego ramieniu, patrząc gdzieś przed siebie.
- Jak miło, gdy jest tak cicho i spokojnie prawda? No i tak jak mówiłem, nigdzie nie ma ludzi, a to oznacza, że miałem racje - Odparłem, zadowolony z ubrania krótkich spodenek, w końcu nikt oprócz męża mojego nie zobaczy moich długich nóg, o których, tak ciągle mi mówi.
- Miałeś szczęście, ale co by było, gdyby jednak ktoś tu był? Twoje nogi są przeznaczone tylko dla moich oczu - Wyjaśnił, a ja tylko cicho zaśmiałem się na jego słowa, nie podnosząc głowy z jego klatki piersiowej, chcąc tak z nim trwać, najdłużej jak się tylko da.
Nad jeziorem leżeliśmy do wieczora, tak długo, jak tylko mogliśmy, wracając do domu, mogąc zażyć wspólną kąpiel, za którą razem się stęskniliśmy, ciesząc się wspólną kąpielą, nim wspólnie położyliśmy się do łóżka, wtulając w swoje ciała, zamykając oczy, chcąc nawet we śnie być blisko siebie.
Dnia następnego obudziłem się bardzo wcześnie, nie mogąc już spać, chcą zacząć nowy dzień, wiedząc jednocześnie, że mój ukochany Sorey śpię sobie w łóżku, a ja nie chce go wybaczać ze snu.
Nie mając jednak co robić w domu, nakarmiłem zwierzaki, trochę się z nimi pobawiłem, chcąc wyjść na dwór w krótkich spodenkach i również krótką bluzkę.
- Miki? - Słysząc głos męża, wypowiadający moje imię skupiłem się na nim przynajmniej przez chwilę, póki nie zaczęło mi się już to nudzić. - Gdzie się wybierasz? - Dopytał, kolejny raz zwracając na mnie swoją uwagę.
- Idę na dwór - Powiedziałem bardziej do siebie niż do niego samego.
- Na dwór? Dlaczego? - Dopytał, podchodząc bliżej mnie, zakładając dłonie na klatkę piersiową.
- Ponieważ ty śpisz, a ja nie chce cię budzić - Gdy to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że przecież on nie śpi, a raczej spał. Ach ja głupi. - A raczej spałeś, ale nie chce ci przeszkadzać, możesz wrócić do łóżka, a ja zajmę się sobą - Dodałem, nie chcąc, aby z mojego powodu chodził niewyspany i do tego zmęczony to byłoby okropne z mojej strony.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz