Byłem zadowolony, że chociaż spędzimy trochę czasu przed tą moją wyprawą, bo jeżeli przez tydzień miałbym siedzieć sam w domu i tylko czekać, aż mój Miki wróci z prac tylko po to, by usłyszeć, że jest zmęczony. Znaczy się, oczywiście rozumiałem, że Miki był zmęczony, nie negowałem tego w żaden sposób, ale strasznie potrzebowałem jego atencji. Może to być głupie i dziecinne, ale naprawdę czuję się okropnie zdołowany i przybity, kiedy nie mam jej wystarczająco... nie, ja nie dam sobie rady przez te trzy tygodnie. Może jednak wcale nie muszę tam się wybierać? W końcu, po co mi ten egzamin cały? Przecież ja wiem, że dobrze mi się panowanie nad ogniem. Lailah też to wie, w końcu to ona mnie tego wszystkiego uczyła.
- Może jeszcze pogadam z Lailah i okaże się, że nigdzie nie będę musiał lecieć... – zacząłem, już się zastanawiając, co mam zrobić, by to jakoś ominąć.
- Już nie kombinuj, tylko chodźmy się wykąpać i do łóżka. Strasznie zmęczony jestem – zaproponował, na co kiwnąłem głową. Faktycznie, czegoś mi brakowało, odkąd Miki wrócił ani razu nie mówił o tym, że jest zmęczony, co jest takie trochę niepodobne do niego.
- No dobrze, dobrze – powiedziałem, całując go w policzek i chwyciłem go za nadgarstek, prowadząc go do na górę, o sypialni, gdzie go zostawiłem. Mój Miki chciał w końcu wziąć kąpiel, zatem przygotuję mu kąpiel. Ale sam, on niech odpoczywa, w końcu jest zmęczony. Przypilnowałem, by woda była przyjemnie ciepła, dodałem do niej te wszystkie pachnące rzeczy... właśnie, trzeba będzie wkrótce także dokupić te olejki i inne tego typu rzeczy do kąpieli, bo jeszcze trochę i się całkowicie skończą. A kąpiele bez tych wszystkich dodatków już takie przyjemne nie było.
Po kąpieli od razu poszliśmy spać, mimo, że ja śpiący nie byłem. Trochę stresowałem się sytuacją, że już za niedługo będę musiał opuścić Mikleo. Ja wiem, że to nie na zawsze, a na trzy tygodnie... no ale trzy tygodnie to dla mnie strasznie dużo. Może jednak jakoś Mikleo mógłby z nami pójść? Przecież do samej świątyni wchodzić nie musi, mógłby poczekać na mnie i Lailah przed nią... Pewnie gdyby nie pracował, poszedłby z nami. Głupia praca.
Kiedy rano się obudziłem, Mikleo nie było obok mnie, co mnie zaskoczyło. W końcu nawet jakby szedł do pracy, to jeszcze by spał, zwłaszcza, że był zmęczony. Gdzie w takim razie jest teraz...? Zaniepokojony brakiem mojego męża obok mnie wstałem z łóżka i zszedłem na dół, po drodze zaglądając do wszystkich pomieszczeń, tak dla własnego spokoju. Nigdzie go jednak nie znalazłem, ani na górze, ani na dole, co strasznie mnie zmartwiło. Kiedy już powolutku zacząłem panikować, usłyszałem otwierające się drzwi, więc od razu poszedłem do korytarza i ujrzałem w drzwiach mojego męża. Podszedłem szybko do niego i przytuliłem się do niego mocno, ciesząc się z jego powrotu.
- Miki, bałem się, że coś ci się stało – powiedziałem, tuląc go do siebie.
- Byłem tylko w szpitalu, po to wolne – odpowiedział, ewidentnie lekko zaskoczony moim zachowaniem.
- Następnym razem mów mi wcześniej, że gdzieś wychodzisz, bo się przestraszyłem, że coś ci się stało – poprosił, dalej go do siebie przytulając.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz