Mój szef nie do końca był zadowolony z tego, że chce wziąć wolne, na szczecie to dobry człowiek, po moich wyjaśnieniach po prostu zdecydował się na danie mi wolnego, ale tylko na tydzień, z czego bardzo się cieszyłem, w końcu tydzień spędzony z moim mężem, to będzie najwspanialszy czas, z którego oboje na pewno będziemy zadowoleni.
Dziękując mojemu szefowi za wolne, mogłem nareszcie wracać do domu gdzie mój mąż na pewno jeszcze spał, a jeżeli już nie spał, to pewnie już czekał na mnie.
I tak jak się spodziewałem, Sorey już nie spał, tylko szczerze nie do końca rozumiałem, dlaczego się, tak wystraszył, przecież nic by mi się nie stało, nie ma przecież powodu, aby się martwił, nie dam się skrzywdzić, z resztą nic by mi nie zagroziło, bo i kto by chciał atakować anioła. Wiedząc, na co go stać.
- Sorey kotku, przecież nic by mi się nie stało, ja szedłem tylko do szpitala, pierwszy raz tego przecież nie robię - Przypomniałem mu, głaszcząc delikatnie po głowie, gdy tylko położyłem dłoń na jego włosach.
- I tak nie powinieneś chodzić sam, mogłeś mnie obudzić, przecież poszedłbym z tobą - Mówił do mnie, naprawdę brzmiąc jak mały chłopiec, który boi się o swoją mamę, a dlaczego? Tego chyba raczej nie zrozumiem, mimo że zrozumieć bardzo bym chciał, nikt jeszcze nie zrobił mi krzywdy, odkąd wrócił mój Sorey i niech tak zostanie, nie chce zmów się bać już i tak zbyt wielu ludzi kiedyś mnie skrzywdziło.
- Nie chciałem cię budzić, przecież tak słodko spałeś - Wyjaśniłem mu, stając na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Mimo to następnym razem mnie po prostu obudź dobrze? - Poprosił, nie przestając się do mnie przytulać, tak jakby się bał, że mu zaraz zniknę, a przecież to on za jakiś czas wyruszy na podróż i to trzytygodniową podróż, pozostawiając mnie całkiem samego i kto tu powinien czuć się samotny.
- Dobrze, obudzę cię, no, chyba że nie będzie cię w domu - Obiecałem mu, odsuwając się od niego, zdejmując z nóg buty, rozciągając się leniwie.
- I co udało ci się dostać wolne? - Zapytał, przypominając sobie o tym, po co tak właściwie poszedłem do szpitala.
- Tak, dostałem tydzień bezpłatnego wolnego - Wyjaśniłem, ciesząc się z wolnego, co prawda to trochę strata pieniędzy, które przecież potrzebujemy, aby pomóc naszym dzieciom w życiu codziennym.
- A to znaczy, że mamy dla siebie cały tydzień tak? - Zapytał, kładąc dłonie na moich plecach.
- Tak, mamy, mamy cały tydzień dla siebie, tylko ty i ja - Wymruczałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, oplatając nogi wokół jego pasa, gdy tylko podniósł mnie do góry, nie odrywając się od jego ust, pozwalając się prowadzić do naszej sypialni.
- Bardzo mnie to cieszy owieczko - Wyszeptał, zaczynając całować moją szyję, dłońmi wślizgując się pod moją koszulę.
- Poczekaj kotku, a może chciałbyś, abym ubrał dla ciebie coś ładnego? - Zaproponowałem, kładąc dłonie na jego ramionach, uśmiechając się przy tym zadziornie, chcąc sprawić mu przyjemność, zakładając dla niego ciuszek, który sam sobie wybierze.
<Pasterzyku? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz