Na wieść o festyn moje oczy zalśniły, festyn? To dopiero będzie zabawa. Nie mogąc się już na festyn doczekać, założyłem te nieszczęsne dłuższe spodenki, które jak dla mnie za dużo zakrywały, skoro mam takie ładne ciało to może lepiej by było, gdybym je pokazywał prawda? Mój Sorey jest zdecydowanie zbyt bardzo zazdrosny i o co? O nogi, ten to dopiero ma o co być zazdrosnym.
- Przebrałem, możemy już iść? - Zapytałem, nie chcąc już tracić czasu na siedzenie w domu, przecież dzień jest taki piękny, palące słońce, które mnie wykończy i duchota, która mi w niczym nie pomoże, ale dam radę moje ciało i tak dziś potrafi znieść więcej niż na co dzień.
- Możemy - Zgodził się ze mną, pozwalając mi przodem wyjść z sypialni, każąc oczywiście poczekać na siebie przed domem, nim zabierze naszego psiurka z nami na spacer, wspólnie idąc nad jezioro. Jak dobrze, że to właśnie tu przyszliby, mogąc nacieszyć się chłodną wodą, która była zbawieniem dla mnie w tak gorące dni, jak te.
Zadowolony pływałem w wodzie, całkowicie zapominając o bożym świecie, woda to mój żywioł a ja naprawdę dobrze się w niej czułem, dlatego tak chętnie w niej pływałem, mogąc tracić tu każdą godzinę przynajmniej do chwili, w której to zabrakło mi towarzystwa mojego męża zajmującego się naszym psem. No właśnie psem, a nie mną co za niesprawiedliwość.
Niezadowolony z tego faktu wyszedłem z wody, podchodząc do męża, który bawił się z psem, mając minę obrażonego dziecka.
- Coś się stało owieczko? - Zapytał, przyglądając mi się uważnie, nie rozumiejąc mojego zachowania, a przecież powinien się domyślić.
- Nic - Odpowiedziałem, nie przestając puszyć policzków.
- Nie wyglądasz, jakby nic ci nie było - Zauważył, przestając zwracać uwagę na naszego psa, a właśnie o to mi chodziło, niech patrzy tylko na mnie, ja jestem jego aniołkiem i tylko na mnie ma zwracać uwagę.
- Już nic, już mi jakoś tak lepiej - Przyznałem, uśmiechając się do męża wtulając w jego ciało.
Ja wiem, że teraz może być zagubiony, ale nic na to nie poradź, podczas pełni po prostu szaleję, a on musi to znosić.
- Możemy iść już na ten festyn? - Zapytałem, chcąc już iść na festyn, nie mając już ochoty pływać w wodzie.
- Myślę, że tak, pójdziemy tylko odprowadzić do domu psa i możemy już iść - Na taką odpowiedz, kiwnąłem głową, zgadzając się na ten plan, już nie mogąc się doczekać tego festynu, starając się oczywiście grzecznie czekać, chociaż przyznam, to wcale nie było takie proste. Ja już chciałem tam być, a zamiast tego musiałem odprowadzić z mężem psa do domu, a później dopiero mogliśmy iść na festyn.
- Łał - Odezwałem się, mimo że jeszcze nic specjalnego nie działo się na festynie, jednak sam wystrój powodował, że oczy mi się błyszczał. Zadowolony szedłem przed siebie, ekscytując się tym, co widzę, całkowicie zapominając o moim mężu, przypominając sobie o nim dopiero późnień. - Ale tu jest pięknie - Odezwałem się, odwracając w jego stronę, dostrzegając jeden malutki fakt, mojego męża ze mną już nie było, a on gdzie się podział? Zdziwiony ruszyłem na poszukiwanie męża, póki nie zwróciłem uwagi na słodkości znajdujące się tuż przed moim nosem, znów całkowicie zapominając o bożym świecie, patrząc na słodycze, które zjadłbym wszystkie, tym bardziej że były darmowe, o mój panie chyba jestem w niebie..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz