Nie za bardzo wiedziałem, dlaczego czułem się aż tak źle. Chyba aniołowie powinni mieć większą odporność, czy coś, i to także przeżywać mniej drastycznie... czy jako człowiek też tak bardzo przezywałem choroby? Mój Boże, jeżeli tak, to pewnie było przeokropne życie. Skoro jestem na ziemi od kilku tygodni i już jestem chory, to jako człowiek musiałem być chory chyba co tydzień. Tak to się nawet żyć nie da. Miki też tak często chorował? Już pół wieku chodzi po ziemi, więc może sobie jakąś odporność zbudował, więc teraz nie będzie tak często chorować, no ale jak był młodszy to pewnie trochę chorował...
- Do sypiali ze mną nie pójdziesz, a ja nie chcę cię zostawiać – bąknąłem, chcąc bardziej się opatulić kocykiem, no ale bardziej nie mogłem. Mogłem sobie przynieść coś jeszcze dodatkowego, no ale nie sądziłem, że będzie mi aż tak zimno.
- Oj, Sorey... połóż się więc na kanapę, zaraz ci coś przyniosę – westchnął ciężko, znikając na górze. Ale co on ma mi przynieść? Kolejny koc? A to nawet by mi pasowało.
Posłusznie przeniosłem się na kanapę, cały czas się trzęsąc. Nigdy bym nie pomyślał, że to wszystko przez odrobinę deszczu... no dobrze, może nie odrobinę, bo w końcu przemokłem do suchej nitki, no ale długo tak mokry nie byłem, tak gdzieś około godziny... to nie jest aż tak dużo, prawda? Skoro Miki potrafi przesiedzieć godzinę na pełnym słońcu, to i ja powinienem móc spędzić tyle samo czasu w wodzie. Chyba, że to ja jestem aż taki delikatny. To przez mój żywioł? Czy ogień jest delikatny? Zależy, jak na to spojrzeć, bo taki płomyk ze świeczuszki zdmuchnąć łatwo, ale pożar lasu już raczej trudno okiełznać. I wychodzi na to, że ja jestem tym miernym płomykiem ze świeczki.
Miki po chwili do mnie wrócił, z kocem w jednej ręce i z jakimś swetrem w drugiej, co mnie lekko zaskoczyło. To ja mam jakiś sweter? Znaczy się, jak otworzyłem naszą szafę po raz pierwszy w tym życiu, to tam dostrzegłem jakieś takie wełniane sweterki, no ale Miki mówił, że większość z tych ubrań jest w złym stanie, i że trzeba je wyrzucić i kupić nam nowe, no i nie sądziłem, że cokolwiek się ostało, a przynajmniej nie z tych ciepłych rzeczy.
- Proszę, załóż go – polecił mi, podając mi sweterek.
- Dziękuję. Skąd to masz? – zapytałem, na moment zsuwając koc z moich ramion. Myślałem, że już zimniej mi być nie może, no ale myliłem się. Szybko, na koszulę założyłem podany mi sweter i zaraz po tym wróciłem pod swój koc.
- Właściwie, to jest twój. Nie miałeś go jeszcze okazji założyć. Zrobiłem i podarowałem ci go na ostatnią wspólną rocznicę ślubu – wyjaśnił, porządnie okrywając mnie drugim, nieco grubszym kocem.
- A co ja ci wtedy dałem? – dopytałem, odrobinkę zainteresowany tym tematem. Kiedy tylko mam szansę na poznanie swojej przeszłości, będę z tego korzystać.
- Przygotowałeś wspaniały obiad oraz w tajemnicy szykowałeś nas do wyprawy – wyjaśnił, siadając obok mnie. Jak dobrze, że nie musiałem go o to prosić, bo miałem wrażenie, że co chwila go o to proszę i się powtarzam.
- To chyba tak nie za bardzo się postarałem – zauważyłem ze smutkiem. Mój Miki tak wspaniale się postarał, zrobił dla mnie coś wspaniałego, no a ja? Obiad to stosunkowo niewiele. I ta wyprawa... Miki bardzo lubił ruiny, ja też lubię ruiny, więc pewnie trochę ich razem zwiedziliśmy. Chyba, że te były jakoś super wyjątkowe, no ale tak czy siak uważałem, że mój Miki postarał się bardziej.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz