wtorek, 1 sierpnia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Zmęczony otworzyłem oczy, powoli podnosząc się do siadu, dostrzegając Soreya, który spał na tych niewygodnych fotelach, zamiast wrócić do domu, gdzie mógł się wyspać i odpocząć po całym dniu spędzonym w szpitalu.
- Sorey - Odezwałem się, gdy mój mąż tylko otworzył oczy, podchodząc do mnie, delikatnie mnie przytulając.
- Jak się czujesz? - Zapytał, głaszcząc mnie po głowie.
- Dobrze, na pewno lepiej niż ty, dlaczego w ogóle tu śpisz? Możesz przecież wracać do domu wyspać się i do nas wrócić - Powiedziałem, martwiąc się o to, że będzie się źle czuł z powodu przesiadywania w szpitalu.
- Nie zostawię was tu samych, muszę pilnować, aby wszystko było z wami dobrze - Stwierdził, całując mnie w usta, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Mówisz, tak jakby coś nam miało tu zagrozić - Zauważyłem rozbawiony, patrząc w jego oczy z miłością i czułością.
- Nigdy nic nie wiadomo - Stwierdził hardo mój kochany rycerz na białym koniu.
Nie komentując już tego, zachowania wtulony w męża cieszyłem się chwilą, z nim wciąż czując niedosyt, zachłanny jestem, ale to jego wina, zostawił mnie na dziesięć lat samego, a to źle się dla mnie skończyło no i teraz jest, jak jest.
Nie mówiąc już nic, trwałem tak w jego ramionach, ciesząc się tą chwilą, sam na sam nim pielęgniarka znów przyniosła nam nasze pociechy, które od razy chciały jeść, nie mogąc jednak dać im w tym samym momencie, podzieliłem dzieci, karmiąc najpierw jedno porem drugie dziecko, piersią usypiając maluszki w ramionach.
Moje malutkie skarbonki, nawet nie wiedzą, ile szczecie nam przyniosą, a nawet już przynieśli, zjawiając się na tym świecie.

Zadowolony czasem spędzonym z mężem i dziećmi nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, że mogę już wyjść ze szpitala, z czego bardzo się cieszyłem, szczerze miałem już dość leżenia w szpitalnym łóżku.
Pocieszały mnie tylko odwiedziny naszej córki i synów, którzy przyszli przywitać swoje rodzeństwo.
- Boże jak dobrze być w domu - Odetchnąłem, siadając ostrożnie na kanapie, wciąż czując ból kręgosłupa, który ucierpiał w czasie ciąży i chyba wciąż nie może dojść do siebie.
Lailah, która pomagała nam w powrocie do domu oddała mężowi dzieci, które bardzo pokochała, nie było w tym nic dziwnego, Lailah będąc w takim wieku, również chciałaby mieć na pewno dziecko, oby tylko jej się to kiedyś udało, zasługuje na to, jak nikt inny na tym świecie.
Sorey od razu nie czekając na moje zdanie, zabrał śpiące maluchy do naszej sypialni, wracając po mnie, biorąc mnie w ramiona.
- Nie musisz mnie nosić, sam mogę chodzić - Zauważyłem, kładąc dłonie na jego ramionach, mimo wszystko nie chcąc wypaść mu z rąk.
- Nie muszę, ale chcę, zasługujesz, aby nosić cię na rękach - Stwierdził, niosąc prosto do łóżka, na którym delikatnie mnie położył, od razu kładąc się obok mnie, mocno do siebie przytulając.
- Wiesz co? - Zaczął, głaszcząc mnie po głowie.
- Nie wiem, ale pewnie zaraz mi powiesz - Zauważyłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Kocham cię aniołku - Wymruczał, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- I ja ciebie kocham Sorey, kocham jak nikogo innego na tym świecie - Zapewniłem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz