Pozostając z maluchami, wyciągnąłem zabawki, którymi nasze dzieci od razu zaczęły się bawić, oczywiście chcąc, abym i ja był z nimi, czego nie mogłem nie zrobić troszeczkę już stęskniony za tymi szkrabami, miło czas było spędzić noc lub dwie bez dzieci mając szanse nacieszyć się sobą, ale i tak tęskni się za nimi tak samo mocno.
Skupiony na ty, aby zabawić dzieci, nawet nie zwróciłem uwagi na męża, który właśnie wrócił do domu, zwracając na niego uwagi, gdy tylko dzieci zaczęły go wołać.
- Wróciłeś, przyniosłeś warzywa? - Zapytałem, wstając z podłogi, idąc w stronę męża.
- Warzywa mamy w ogródku a ja kupiłem owoce - Słysząc te słowa, westchnąłem ciężko, czy on był ostatnio chociaż raz w ogródku? Większość warzyw jeszcze nie nadaje się do użytku, a jeszcze inne przez brak pielęgnacji nadając się tylko do wyrzucenia no i weź tu, wyślij faceta do sklepu.
- Nie o owoce prosiłem, Sorey, jeśli mówię ci, że potrzebuje warzyw, to masz je kupić, bez względu na to, co sobie tam myślisz, warzywa w naszym ogrodzie nie nadają się do jedzenia, ostatnio ani ty, ani ja nie mieliśmy na niego czasu, a samo magicznie nic bez podlewania nie wyrośnie - Odezwałem się delikatnie podirytowany, miał jedno zadanie, a i z nim sobie nie poradził.
- Nie wiedziałem, nie chciałem kupować czegoś, co już mamy w domu - Przyznał skruszonym głosem, wyciągając owoce na stół no i co ja mam teraz z tych owoców robić?
Nie wierząc w to, co się teraz wydarzyło bez komentowania całej tej sytuacji, wyszedłem z domu, nie chcąc zrobić krzywdy mężowi za nie słuchanie tego, co się do niego mówi, wszedłem do ogródka warzywnego, z którego wyciągnąłem jakieś tam warzywa, z których jeszcze może coś uda mi się zrobić, o ile w ogóle coś się uda z nich zrobić.
Wracając do domu bez chociażby jednego wypowiedzianego słowa zabrałem się do gotowania, robiąc zupkę warzywną z warzyw, które w ogóle udało mi się wyciągnąć z ogrodu, następny razem sam sobie pójdę po zakupy, przynajmniej wtedy dostanę to, co chce bez niepotrzebnych nerwów.
Obiad został skończony przeze mnie dość szybko, a więc zostało tylko nakarmić maluszki, które jadły, aż im się uszy trzęsły, po jedzeniu idąc spać, a więc nastała cisza i spokój, którą mogłem wykorzystać na posprzątanie po biedzie.
- Zjesz może jakieś owoce? - Zapytał, samemu kosztując zakupione przez siebie owoc.
- Nie ma ochoty - Mruknąłem, chowając wszystko na swoje miejsce, po tym jak wszystko umyłem.
- Jesteś na mnie zły? - Zapytał, podchodząc do mnie, przyglądając mi się uważnie.
- A jak myślisz? - Pytając ominąłem go nim wyszedłem z kuchni, idąc do przedpokoju, w którym założyłem but na nogi.
- Gdzie idziesz? - Podpytał, idąc za mną do przedpokoju.
- Na targ - Przyznałem, poprawiając się przed lustrem.
- Dlaczego przecież dopiero co stamtąd wróciłem - Przyznał mając racje, był szkoda tylko, że mnie nie słucha, gdyby nie to nie musiałbym tam iść.
- I co kupiłeś? Owoce, po co mi owoce? Powiedziałem warzywa, jak zwykle musisz zrobić to, co ci się podoba - Mruknąłem lekko podirytowany, wychodząc z domu, nie mogąc nawet w takiej prostej sprawie na ni polegać.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz