Muszę przyznać, że odrobinkę byłem jeszcze niepewnie do tego nastawiony. Dużo zależy od zwierzaków, które chyba jeszcze nie miały jeszcze do czynienia z dziećmi. Chyba, bo Lucky i Śnieżka pojawili się w naszym życiu już z jakimś bagażem doświadczeń, i to niekoniecznie takim dobrym. Jakieś dziecko mogło je skrzywdzić i to może spowodować, że nie będą do innych dzieci miło nastawione. Na szczęście chyba nasze zwierzaki takich złych przeżyć nie mieli, no ale to jeszcze za wcześnie, aby to stwierdzić. Ważne było jeszcze podejście dzieci i kwestie, jak je wychowamy, bo oczywiście na pewno będziemy im wpajać, by traktowali zwierzaki z szacunkiem, no ale nie wiem, czy mi się to uda. Nigdy tego nie robiłem. Znaczy się, robiłem, ale nie w tym życiu. Cała więc nadzieja w Mikim. On jest mądry, on jest utalentowany, ja tak niezbyt, więc będę mu tylko w tym pomagał.
- Ale moja droga, tak blisko to nie wolno – powiedziałem, w ostatnim momencie chwytając Muffinkę, która była strasznie ciekawa malutkich istotek śpiących w drewnianych kołyskach. Nieskromnie powiem, że jedną z nich wyciosałem ja, dzięki czemu mogłem zaoszczędzić pieniądze na remont pokojów.
- Nie przesadzasz troszkę? Jest malutka, nic im nie zrobi – odpowiedział rozbawiony Miki przyglądając mi się, co ja takiego robię.
- Tu nie chodzi o to, że jest malutka, czy nie. Chodzi o to, że noworodki mają jeszcze niewypracowaną odporność. A taka Muffinka musi być nosicielką okropnej ilości tych zarazków i boję się, że może je zarazić – wyjaśniłem, wracając z niezadowoloną kotką na nasze duże i wygodne łóżko.
- Sorey, to są aniołki. Dosłownie. A anioły mają od samego początku większą odporność, nic im nie będzie – próbował mnie uspokoić, ale ja wiedziałem swoje i nie mogłem narażać te maleństwa na jakiekolwiek ryzyko.
- Pamiętam, że mi to tłumaczyłeś. I zmiotło mnie kilka kropel deszczu. Nie chciałbym, by naszym dzieciom coś się stało – wyjaśniłem, zerkając na nasze maleństwa. Na razie opieka nad nimi nie była jakaś zła. Na razie tylko jadły, spały i brudziły pieluszki, więc aż tak dużo obowiązków nie mieliśmy. Na razie. Później zaczną raczkować, poznawać świat, brać wszystko do buzi, no i jeszcze sam proces rośnięcia ząbków będzie nie za przyjemny i dla nas, i dla dzieci... ja co prawda nie wiem, jak to będzie, Miki mi tylko to opowiadał, ale już po samych tych opowiadaniach mogłem łatwo stwierdzić, że będę wykończony. To mnie jednak nie przerażało. Obiecałem sobie kiedyś, że będę zajmował się dziećmi, no to będę się zajmował dziećmi, choćbym miał paść. A Miki miał odpoczywać i karmić dzieci.
- Nie sądziłem, że deszcz tak na ciebie wpłynie – obronił się. Nie miałem mu tego za złe, po prostu uważam, że trzeba uważać na te szkraby. Zwłaszcza, że te szkraby są teraz takie delikatne.
- Lepiej powiedz mi, Owieczko, co byś zjadł – zapytałem, przypominając sobie, że tego dnia nic nie jadł. A powinienem, by mieć pokarm. Wiem, że trochę miał dosyć tego ciągłego przypominania mu, że musi jeść, ale to taka trochę moja praca. Jak straci pokarm, to kto będzie karmił nasze maleństwa? Tylko on jest w stanie to zrobić, dlatego muszę go pilnować. Tyle dobrego, że nie musi jeść już tak dużo jak wtedy, kiedy był w ciąży, no ale nadal musi coś tam jeść.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz