Nie sądziłem, że okres ząbkowania u dzieci będzie aż taki straszny. Miki co prawda opowiadał mi, jak to będzie wyglądało, no ale wydawało mi się, że Miki tylko przesadzał z tym opisywaniem. Oj, jak bardzo się przeliczyłem... od kiedy to się tylko zaczęło, przesypiałem może jedną godzinę dziennie, przy dobrych wiatrach dwie, więc nie trudno było zgadnąć, że byłem padnięty. Nie dość, że dzieci płakały i nie chciały przespać, to jeszcze zaczęły wkładać wszystko do buzi. Misie, jakieś gryzaki, zabaweczki, piąstki... i także te zdecydowanie mniejsze, które były bardzo niebezpieczne, więc cały czas musieliśmy uważać, by właśnie czegoś takiego nie było w ich pobliżu. No i też nie chciały w ogóle spać, za to strasznie chciały na ręce, albo do nas na łóżko... no chciały być wszędzie, tylko nie w kołysce. Mimo, że bardzo chciałem narzekać, to nie narzekałem na nic. Obiecałem Mikleo, że będę się zajmował dziećmi. I robiłbym to całkowicie sam, no ale Miki się uparł.
- Mogłem je sam uspokoić, niepotrzebnie wstawałeś, lepiej by było, gdybyś odpoczywał – powiedziałem to, co myślałem, od razu obejmując mojego męża ramieniem. Tak, już nie raz na ten temat rozmawialiśmy, ale martwiłem się mojego męża. Chciałem, by się czuł jak najlepiej, bo po tej ciąży jego organizm był jeszcze taki trochę wyniszczony. Znaczy się, na pewno już zdążył się zregenerować, bo poród już był jakiś czas temu... no ale i tak się martwiłem. Skoro go kocham, no to jasne, że się będę o niego martwił.
- Sorey, już o tym rozmawialiśmy – odpowiedział cicho, mimo wszystko kładąc swoją głowę na mojej klatce piersiowej.
- No wiem. Ale cię kocham. I się o ciebie martwię. I chcę dla ciebie jak najlepiej – wyjaśniłem, z ledwością utrzymując otwarte oczy.
- Najlepiej to mi będzie, jak w końcu pozwolisz mi działać normalnie. I jak przestaniesz rozmawiać, tylko wykorzystasz okazję i się zdrzemniesz. One jakoś długo nie będą spać, znając nasze szczęście – odparł, na wpół śpiący. W sumie, to miał rację, i miał jej naprawdę sporo...
- Jak zwykle mówisz z sensem, Owieczko. Dobranoc – wyszeptałem, całując go w czubek głowy. Nie minęło jakoś strasznie dużo czasu, minuta, może dwie, i już zasnąłem. Mikiemu to zajęło chyba jeszcze mniej czasu, bo nawet mi nie odpowiedział. I dlatego to ja powinienem więcej działać, a on wypoczywać...
Po dwóch godzinach wyjątkowo obudził mnie nie płacz, a jakieś dziwne przeczucie. A tak dokładnie to moja księżniczka, która wpatrywała się we mnie intensywnie swoimi wielkimi, lawendowymi oczami pełnymi łez. Jeszcze minuta, i się rozpłacze. A jak ona się rozpłacze, to obudzi i swojego braciszka i Mikleo, a tego bym nie chciał. Wstałem z łóżka dość ostrożnie, by nie obudzić mojego męża, i od razu podszedłem do kołyski Hany, by wziąć ją na ręce.
- No już, księżniczko, nie płacz. Pójdziemy zobaczyć, co robią kotki? I pobawimy się z Luckym. A potem ci może troszkę poczytam, co ty na to? Tylko już nie płacz, dobrze? Nie ma co płakać, to tylko ząbki – wyszeptałem cicho, opuszczając sypialnię i idąc z dziewczynką na dół. Jeszcze się nie rozpłakała, więc wziąłem to za dobry znak. Może jednak tu nie chodzi o te nieszczęsne ząbki, tylko dziecko potrzebuje troszkę atencji? Nawet lepiej, bo może dzięki temu Miki się wyśpi, zasługuje na to. A ja jakoś z Haną się dogadam, a przynajmniej taką mam nadzieję.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz