Haru miał rację. A przynajmniej bardzo chciałem wierzyć w to, że miał rację. Przecież to było logiczne. Nie byłem rodzicem i najprawdopodobniej nigdy nie będę, ale przecież zawsze mówi się, że miłość matki jest bezwarunkowa. Odczuwałem to na własnej skórze przez bardzo krótki czas, bo tylko siedem lat, ale odczuwałem. Żadna matka nie dałaby skrzywdzić swojego dziecka. Moja babka była dla mojej matki jak córka, więc powinno działać to na podobnej zasadzie. Czysto teoretycznie. Ale im dłużej nad tym myślę, tym większe mam wątpliwości, czy babka faktycznie kochała moich rodziców. Nigdy nie powiedziała mi ani jednego dobrego słowa o nich. Ciągle powtarzała, że jeżeli nie będę się jej słuchał, skończę tak, jak oni. Że moja mama miała zły wpływ na mojego ojca. Na pogrzebie też zachowywała się jakoś tak dziwnie. Ani nie była w szoku, ani zrozpaczona, ani... ani nic. Kompletnie. Tłumaczyłem sobie, że babka po prostu taka jest, że nie lubi okazywać emocji, w końcu sam tego się od niej uczyłem, ale teraz to wydało mi się podejrzane. Co, jeżeli ona zleciła zabójstwo mojej mamy? Mieliśmy wyjeżdżać z tego kraju, o co mocno kłóciła się wtedy z tatą, i babką, i... sam już nie wiem. Może tylko sobie coś dopowiadam. Po tych informacjach mój umysł trochę szaleje, dopowiada sobie rzeczy, widzę powiązania, których w ogóle nie ma... może potrzebuję przerwy? Nie, nie mogę mieć przerwy, to jest mój najwyraźniejszy trop od dawna, muszę zrobić wszystko, by Bunta trafił na stryczek, wykorzystać każdą koneksję, jaką tylko mam... i przede wszystkim, zero odpoczynku.
- Pewnie masz rację – przyznałem, patrząc na Damę, która leżała przy kominku, przybierając kształt małego precelka. Z dnia na dzień wyglądała naprawdę coraz to lepiej. I jej sierść była milsza w dotyku, i też zaczęła nabierać masy... – Może powinienem tam wrócić? Do Bunty. Pogadać z nim. Zadać kilka pytań. Chyba jeszcze nie jest za późno – dodałem, zwracając uwagę na Haru.
- Nie jest to dobry pomysł. Musisz trochę ochłonąć, bo jak tylko go zobaczysz, znów się na niego rzucisz. Daj sobie czas, teraz będzie gnił w więzieniu – odpowiedział, gładząc mnie po dłoni. Trochę racji miał. Jak tylko sobie o nim pomyślę, odczuwam silną złość i chęć przywalenia mu. – Mam pomysł. Przygotuję nam jakiś wspaniały i wykwintny obiad. Naleję nam whisky, albo wino. A po obiedzie kąpiel. Co ty na to? – zapytał, uśmiechając się szarmancko i podniósł moją dłoń do swoich ust, całując jej wierzch. Na jego zachowanie kąciki ust jakoś tak same podniosły się do góry. On jest... jak to się mówi? Kochany? Chyba tak. Haru jest naprawdę kochany. To nawet dobrze brzmi.
- Nie musisz robić tego wykwintnego obiadu. Nie zrozum mnie źle, to co robisz, jest naprawdę dobre, ale też bardzo uwielbiam te twoje proste obiady. Sztuką jest połączyć wiele składników tak, by powstało z tego coś dobrego. Tak samo jak sztuką jest zrobić coś z niczego. I mi bardzo smakują te obiady z niczego. Coś takiego nie często mam sposobność jeść i za każdym razem czerpię z tego przyjemność – poprosiłem, nie mając problemu zjeść coś prostego. Najważniejsze, by mi smakowało, a do tej pory nie przygotował mi niczego, co by nie było dobre. Niektóre potrawy najlepiej nie wyglądały, ale finalnie były przepyszne, więc nie mogłem się do niczego przyczepić.
- Pewnie masz rację – przyznałem, patrząc na Damę, która leżała przy kominku, przybierając kształt małego precelka. Z dnia na dzień wyglądała naprawdę coraz to lepiej. I jej sierść była milsza w dotyku, i też zaczęła nabierać masy... – Może powinienem tam wrócić? Do Bunty. Pogadać z nim. Zadać kilka pytań. Chyba jeszcze nie jest za późno – dodałem, zwracając uwagę na Haru.
- Nie jest to dobry pomysł. Musisz trochę ochłonąć, bo jak tylko go zobaczysz, znów się na niego rzucisz. Daj sobie czas, teraz będzie gnił w więzieniu – odpowiedział, gładząc mnie po dłoni. Trochę racji miał. Jak tylko sobie o nim pomyślę, odczuwam silną złość i chęć przywalenia mu. – Mam pomysł. Przygotuję nam jakiś wspaniały i wykwintny obiad. Naleję nam whisky, albo wino. A po obiedzie kąpiel. Co ty na to? – zapytał, uśmiechając się szarmancko i podniósł moją dłoń do swoich ust, całując jej wierzch. Na jego zachowanie kąciki ust jakoś tak same podniosły się do góry. On jest... jak to się mówi? Kochany? Chyba tak. Haru jest naprawdę kochany. To nawet dobrze brzmi.
- Nie musisz robić tego wykwintnego obiadu. Nie zrozum mnie źle, to co robisz, jest naprawdę dobre, ale też bardzo uwielbiam te twoje proste obiady. Sztuką jest połączyć wiele składników tak, by powstało z tego coś dobrego. Tak samo jak sztuką jest zrobić coś z niczego. I mi bardzo smakują te obiady z niczego. Coś takiego nie często mam sposobność jeść i za każdym razem czerpię z tego przyjemność – poprosiłem, nie mając problemu zjeść coś prostego. Najważniejsze, by mi smakowało, a do tej pory nie przygotował mi niczego, co by nie było dobre. Niektóre potrawy najlepiej nie wyglądały, ale finalnie były przepyszne, więc nie mogłem się do niczego przyczepić.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz