Obudziłem się dość szybko, robiąc sobie krótką przerwę na reset, znów mając mnóstwo energii, na sam nie wiem jeszcze na co, coś się wymyśli.
Wstając z łóżka, założyłem swoje ubrania, opuszczając naszą sypialnię w poszukiwaniu męża, którego nigdzie nie było.
Zadowolony z tego faktu podszedłem do drzwi, które okazały się zamknięte, niezadowolony z tego faktu, zacząłem szukać innego wyjścia, które jak się okazało było zamknięte, nie ma męża i do tego mnie zamknął co za drań.
Obrażony za to, co zrobił, wpadłem na pomysł wyjścia z domu przez okno i jak można się było domyśleć, zrobiłem to, wyskakując z okna znajdującego się w naszej sypialni, chcąc rozłożyć skrzydła, niestety przez zbyt szybkie spadanie nie zdążyłem ich użyć, uderzając o ziemię, łamiąc sobie przy tym rękę.
Krzyknąłem z bólu, zaciskając mocno wargi, mój panie jak to strasznie bolało, moje oczy od razu się zaszkliły, a ja nie wiedząc co mam robić, leżałem na ziemi, biorąc głęboki wdech.
- Miki? Na boga coś ty zrobił? - Sorey, który mnie znalazł, podbiegł do mnie, pomagając mi podnieść się do siadu, przyglądając się mojej ręce. - Złamana - Powiedział, bardziej do siebie niż do mnie, pomagając mi wstać z ziemi, prowadząc mnie do domu, gdzie posadził na kanapie.
- Zagryź mocno tę drewnianą łyżka, postaram się ją nastawić - Poprosił, wkładając mi do ust łyżkę, którą mocno zagryzłem, gdy nastawiał mi rękę, czując napływające łzy do moich oczu, krzycząc przez zaciśnięte zęby. - Już dobrze owieczko, już po wszystkim - Szepnął, porządnie zabezpieczając moją rękę, tak bym nie mógł nią ruszać.
- Dziękuję - Podziękowałem, wyciągając z ust łyżkę, wciąż odczuwając palący ból ręki, który nie chciał przeminąć.
- Co ci w ogóle odbiło, żeby z okna skakać? Mogło się to dla ciebie skończyć jeszcze gorzej - Powiedział, zmartwiony przytulając mnie do siebie.
- Chciałem wyjść, a drzwi były zamknięte, dlatego wyskoczyłem w nadziei, że zdołam rozłożyć skrzydła, ale mi się nie udało - Przyznałem zgodnie z prawdą, trochę zażenowany tym, co uczyniłem, no ale co zrobić? Chciałem wyjść z domu, a on mi to utrudnił.
- Miki, na Boga, idź się połóż, i nie wasz mi się z niego ruszyć - Westchnął ciężko, przyglądając mi się ze zmartwieniem w swoich cudownych oczach.
- Nie chce się kłaść - Mruknąłem, niezadowolony, nie mając ochoty na pójście do sypialni, ja już się wyspałem, teraz chce iść gdzieś poza dom, chociażby teraz, zaraz, nie martwiąc się ręką, która strasznie bolała, ale w tej chwili mi to nie przeszkadzało, tym będę przejmował się jutro a na razie. - Chce iść nad jezioro - Dodałem, pusząc swoje policzki, zachowując się jak dziecko którym w tej chwili psychicznie nawet byłem.
- Ja ci dam nad jezioro, do pokoju, ale już - Wygonił mnie, unosząc na mnie głos, a mu co się znów stało? Przecież nie zrobiłem nic złego, dlaczego na mnie krzyczy?
Pusząc swoje policzki, spojrzałem na niego, nie mając zamiaru mu się podporządkować.
- Chce iść nad jezioro - Tupnąłem nogą, nie słuchając ani go, ani jego rozkazów.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz