Rozejrzałem się w poszukiwaniu Bunty, ale nigdzie go nie widziałem, tak jakby zapadł się pod ziemią.
- Nie, nie widzę go - Przyznałem, zgodnie z prawdą ruszając przed siebie, chcąc go odnaleźć, nie możemy go przecież zgubić, nie możemy pozwolić mu zniknąć sobie z oczu.
- Gdzie ty się podziałeś? - Mruknąłem pod nosem, rozglądając się po mieście, nie mogąc nigdzie dostrzec tego durnego faceta no i co mam teraz zrobić?
Zrezygnowany postanowiłem wrócić do Daisuke, aby upewnić się, czy wszystko z nim w porządku niby mieliśmy się rozdzielić, poszukując Buntę jednak lepiej, gdy jesteśmy razem, wtedy nic nam nie grozi.
- Daisuke? - Odezwałem się zdziwiony, nie dostrzegając mojego towarzysza, gdzie on jest? Przecież przed chwilą tu był, czyżby gdzieś sobie poszedł? Nie no przecież nic mi nie powiedział, a z drugiej strony ja też nic nie mówiłem, odchodząc sobie od niego.
I teraz nie wiem, czy mam go szukać, czy dać mu pracować?
Zastanawiając się nad tym drobnym faktem, na ziemi dostrzegłem rękawiczkę, czarną rękawiczkę, którą tak dobrze znałem.
Zaskoczony podniosłem rękawiczkę z ziemi, zaczynając się martwić o Daisuke. Coś jednak mówiło mi, że powinienem go poszukać i to poszukać jak najszybciej a ta rękawiczka mnie w tym uświadamiała.
- Koda gdzie jest pan? - Zwróciłem się do pieska, kucając przy nim, zwracając jego uwagę, dając mu powąchać rękawiczkę. - Szukaj Koda, szukaj - Poprosiłem pieska, czekając na jego reakcję.
Koda powąchał rękawiczkę, merdając radośnie ogonem, ruszając przed siebie, szczekał głośno, nie czekając na mnie.
Nie chcąc go zgubić, ruszyłem za nim, mając nadzieję, że znajdzie Daisuke całego i zdrowego, nie przeżyje, jeśli coś mu się stanie.
Koda wbiegł w ciemną uliczkę co i ja uczyniłem, dostrzegając Bunte ciągnącego gdzieś obitego Daisuke, razem z nim znajdował się jego sługa, który od razu zwrócił na nas swoją uwagę.
- Zostawcie go - Zawołałem, zbliżając się do nich, chcąc uratować, nie mając bladego pojęcia, co się wydarzyło, nap weno walczyli ze sobą, wnioskując po tym, że jeden z mężczyzn leżał już na ziemi.
Mężczyzna zatrzymał mnie, nie chcąc dopuścić do Daisuke, a to zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
Byczek wyciągnął broń, ruszając na mnie, próbując mnie skrzywdzić, oj niedoczekanie jego, byłem za dobry, w tym, co robię, aby dać się pokonać komuś takiemu.
Nie dając mu wygrać, wybiłem mu z dłoni, broń sprzedając mu strzała w twarz, powstając go na ziemię, pierwszy raz od lat biorąc trochę nieświadomie broń do ręki, ruszając w stronę Bunty.
- Zostaw go - Syknąłem, zaciskając dłoń na mieczu, wyciągając go w stronę Bunty.
- Odejdź, jeśli się zbliżysz, zabiję go - Odezwał się do mnie, ciągnąc za sobą Daisuke, który nie miał już siły się bronić, z resztą, nawet gdyby miał niewiele by mu to dało, Bunta trzymał broń blisko Daisuke, nie dając mu za bardzo się poruszyć.
Nie wiedząc za bardzo co mam robić, starałem się załagodzić sytuację, powoli szedłem w stronę mężczyzny, opuszczając broń, nie chcąc, aby go skrzywdził, nie przeżyłbym tego.
Na szczęście mój mądry piesek pomógł mi, atakując nogę Bunty, odwracając tym samym uwagę mężczyzny, pozwalając mi zareagować. Szybko podbiegając do Bunty, odetchnąłem Daisuke, atakując mężczyznę, którego powaliłem na ziemię, w złości dając mu kilka razy w twarz, wbijając miecz w jego dłoń, robiąc mu to, na co sobie zasłużył.
- Oko za oko skurwielu - Syknąłem, podnosząc się z mężczyzny, podchodząc do mojego biednego Daisuke. - Wszystko w porządku? - Zapytałem, pomagając mu wstać z ziemi, obawiając się, że w tej złości za mocno go odepchnąłem, robiąc mu krzywdę.
<Daisuke? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz