środa, 1 listopada 2023

Od Mikleo CD Soreya

Na jego słowa łagodny uśmiech pojawił się na moich ustach, nic mnie nie trapiło, byłem spokojny i psychicznie i fizycznie była jednak jedna rzecz, której mi ostatnio brakowało.
- Nic mnie nie trapi, może poza brakiem kontaktu z wodą, od miesiąca nie miałem za dużo czasu na dłuższy z nią kontakt, poza szybkimi kąpielami, które nie były zbyt wystarczające dla mojego organizmu, dla tego pewnie jestem słabszy - Wyjaśniłem, świadom tego, jak czuję się bez dostępu do wody i jeszcze ciepło które coraz to bardziej stawało się dla mnie męczące, jeszcze trochę i przyjdzie lato, najgorsza pora roku, gorąco i tak nieprzyjemnie, jak dobrze, że chociaż mój mąż będzie wtedy szczęśliwy.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć, przecież zadbałbym o to, abyś miał ciągły dostęp do wody - Powiedział, zmartwiony moim stanem, a to zdecydowanie niepotrzebnie, sam wiedziałem dobrze, czego potrzebuję, a mimo to nie znajdowałem na to czasu. A więc pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie, dlatego, że nie zadbałem o to, o co zadbać powinienem.
- Wiem o tym kochanie, ty zawsze tak dobrze o mnie dbasz, ale w tamtym czasie nie myślałem o wodzie, chciałem, aby nasz ślub był wyjątkowy, abyśmy zapamiętali go do końca życia, dlatego chyba trochę za bardzo się mu poświęciłem, zapominając o samym sobie - Przyznałem, nagi przytulając się do ciała mojego partnera, nie mając za bardzo ochoty się ubierać, tak było mi dobrze.
- W takim razie będę musiał dopilnować, abyś podczas kontaktu z wodą dobrze w niej wypoczął, chciałbym, abyś się dobrze czół - Wyznał, całując mnie w czoło..
Czy ja już nie mówiłem, że jest najwspanialszym człowiekiem na świecie? A raczej aniołem, bo właśnie tym stał się po śmierci, cudownym aniołem, który zawsze o mnie dba i zawsze jest przy mnie i bez którego zdecydowanie moje życie nie byłoby takie samo.
- Dobrze - Ziewnąłem cicho wtulony w jego ciało. - Dobranoc - Wyszeptałem, odpływając w ramionach mojego męża.
- Dobranoc owieczko - Usłyszałem, gdzie przez sen poczułem usta na czubku mojej głowy.

Rano obudził mnie mój mąż, który chciał ruszać w drogę, informując mnie o dość późnej już godzinie, którą mógł wnioskować ze słońca wysoko znajdującego się na niebie.
Rozciągając się leniwie, wstałem z koca, rozbudzając się, gdy mój mąż wszystko przygotował już do podróży.
- Dobrze się czujesz? - Podpytał, przyglądając mi się uważnie, gdy zakładałem ubrania na swoje ciało.
- Tak, dlaczego pytasz? - Zapytałem, poprawiając swoje ubrania.
- Pytam, bo się martwię i kocham moją owieczkę - Wyznał, podchodząc do mnie, aby poczesać moje włosy, wspinając je wysoko do góry.
- Niepotrzebnie nic mi nie jest, możemy już lecieć - Wyznałem, odwracając się w jego stronę, całując go w policzek.
Sorey przyjrzał mi się uważnie, kiwając łagodnie głową, mój mąż zdecydowanie za bardzo się mną przejmował, nic mi przecież nie było, czasem i ja mogłem poczuć się źle, ale nie tym razem, tym razem, naprawdę czułem się bardzo dobrze, wzbijając się w powietrze, szukając nawoływania wody, ale tej większej ilości wody, która dała mi znać, gdzie mogę ją odnaleźć.
- To strasznie daleko - Odezwałem się, lądując na ziemi, uświadamiając sobie, że morze jest zbyt daleko, a my nie będziemy w stanie w ciągu tygodnia dotrzeć tam, a nawet wrócić. - To może jednak pójdziemy gdzieś indziej? - Zapytałem, tracąc już chęci i nadzieję na zobaczenie morza, na które chyba jeszcze przyjdzie czas.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz