Nie do końca byłem pewien czy tak być powinno, jednak skoro już mój mąż się uparł, wiedziałem, że zdania nie zmieni, a ja kłócić się z nim nie chcąc, po prostu się zgodziłem, rozkładając koc, położyłem się na nim, czekając na mojego męża, który po rozpaleniu ogniska od razu położyłem się obok mnie, nakrywając nas kocem, który szybko ze mnie zdjął i dobrze, chyba bym nie wytrzymał z dodatkową grzałką, już on sam strasznie mnie grzeje.
Wtulony w jego ciało zamknąłem oczy, marząc już tylko o śnie i jutrzejszym dniu, tak starannie chciałem zobaczyć już morze, tyle lat na tym świecie a ja dopiero jutro zobaczę morze, takie piękne i na pewno lepsze od jeziora.
Chowając się w ramionach mojego męża, ziewnąłem cicho, powoli odpływając do krainy snów, marząc już tylko o wspólnym spędzeniu czasu.
Dnia następnego obudziłem się wyjątkowo jako pierwszy, już nie mogąc się doczekać spotkania z morzem, delikatnie wybudziłem ze snu męża, który jak zawsze rzucił swoje standardowe pięć minut, śpiąc dalej, no i tyle było z jego wstania, jeszcze trochę sobie poczekam.
Znudzony czekałem aż mój mąż wstanie, chodząc sobie po polanie w tę i z powrotem dając mu te pięć, dziesięć a nawet piętnaście minut aż w końcu miałem dość, ileż można? Ma wstać i nie opóźniać podróży jeszcze bardziej.
- Sorey wstań, proszę, już jest późno - Powiedziałem, szturchając go w ramię, nie mogąc już dłużej czekać.
- Już, już owieczko niw śpię - Mruknął, ziewając cicho, podnosząc się do siadu, rozciągając swoje mieście.
Jeszcze tak z dziesięć minut Sorey potrzebował, nim ruszyliśmy w drogę, mogąc opuścić las, lecąc prosto nad morze.
Ciekawe jak tam będzie, ponoć piasek jest zawsze gorący a woda lodowate, do tego słońce mocno grzeje, rany jak ja już chce to poczuć na własnej skórze.
Lot trwał naprawdę długo, ale był on warty tego, co zobaczyliśmy, a zobaczyliśmy naprawdę piękne widoki, długa ciągnąca się przed siebie gorąca plaża i ta woda jak tu było pięknie.
- Pierwszy raz widzę tak pięknie zachodzące słońce - Przyznałem, wpatrując się w to piękne zjawisko niby to nic takiego, bo zachód słońca nie raz widziałem, a jednak widok ten był zupełnie inny, zdecydowanie ładniejszy.
Podziwiając te widoki, włożyłem dłonie do wody i tak była ona lodowate, przyjemnie lodowate, zachwycony spojrzałem na męża, z uśmiechem na ustach tak jakby wyczekiwałem jego reakcji no bo może nawet tak troszeczkę było.
- No idź - Odezwał się, dostrzegając moje spojrzenie, samemu siadając na piasku.
Dwa razy powtarzać nie musiał, byłem tak zachwycony morzem i jego widokami, że szybko do niego wszedłem, zanurzając się w jego głębinach, ku mojemu zaskoczeniu woda była słona, czego zupełnie się kie spodziewałem, niby taka zwyczajna rzecz a tak bardzo zaskoczyła.
Zadowolony pływałem w wodzie z godzinkę, może dwie sam nie byłem pewien, czas w wodzie płynął szybko, jak ona sama z powodu czego czasem traciłem się w jej odmętach.
Po dłuższym czasie wyszedłem z wody z uśmiechem na twarzy, czując się tak, jakbym znów na nowo się narodził.
Osuszając się z wody, usiadłem obok męża, całując go w policzek.
- Dziękuję kochanie - Odezwałem się zadowolony z możliwości bycia nad morzem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz