Dostrzegając męża wchodzącego do łazienki, pokręciłem z niedowierzaniem głową, on to naprawdę nie myśli, przecież gdyby zasłabł i spadł ze schodów? Co wtedy by się stało? Może by sobie coś połamał, a może stałoby się coś jeszcze gorszego on naprawdę w ogóle nie myśli.
Nie skomentowałem tego faktu, nie chcąc się już złościć ani tym bardziej nie chcąc na niego krzyczeć, to nic nie da a jedynie bardziej go załamie, a i to nie było mi potrzebne.
Spokojnie przygotowałem kąpiel, zerkając tylko na męża, który siedział zmęczony na krześle, nie mając siły już na nic.
- Kąpiel gotowa, pomóc ci? - Zapytałem, odwracając się w jego stronę, podchodząc bliżej męża.
- Nie trzeba dam radę - Stwierdził, powoli, ale i bardzo opornie zdejmując ubranie ze swojego ciała.
- Właśnie widzę - Westchnąłem, pomagając mu zdjąć ubranie, znacznie szybciej niż on sam to robił. - Chodź - Chwyciłem jego dłoń, prowadząc do balii, z ciepłą wodą, pomagając powoli wejść do środka, dopiero po tym mogąc zdjąć ubrania ze swojego ciała, dołączając do niego, aby odbyć wspólną kąpiel.
Mając nadzieję, że to mu pomoże, troszeczkę go w niej przytrzymałem, czekając aż woda, stanie się chłodniejsza. Dopięto wtedy, mogąc wspólnie z nim opuścić balii, ciepło go ubierając w czyste ubrania, mogą wraz z nim pójść do sypialni, gdzie pod ciepłą pierzyną położyliśmy się oboje, wtulając w swoje ciała, mogąc odpocząć, co prawda ja już miałem dość odpoczynku, jednak co uczynić miałem, gdy mój mąż nie chce beze mnie odpoczywać, nie mogą pozwolić, aby znów wpadł na genialny pomysł związany z ucieczką z domu, który zdecydowanie nie będzie niczym mądrym, lepiej już, abym ja przy nim trwał każdego dnia i każdej nocy niż gdybym miał go szukać po świecie myślącego, że nikt go nie kocha. A przecież ja go kocham, kocham nad życie i nigdy nie przestanę.
Dni mijały, a mąż powoli dochodził do siebie, z dnia na dzień wyglądając coraz to lepiej, czym naprawdę mnie uszczęśliwiał, jego zdrowie było dla mnie najważniejsze.
- Jesteś znacznie cieplejszy - Odezwałem się pewnego dnia, przychodząc do niego z ciepłym napojem w dłoni, który mu podałem.
- Czuje się też lepiej - Przyznał, zabierając ode mnie ciepły napój, który zaczął od razu pić.
- Bardzo mnie to cieszy, jeszcze kilka dni i znów będziesz zdrów jak ryba - Wyznałem, mając szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie, w końcu wyglądał na zdrowego, a przynajmniej na znacznie zdrowszego niż na samym początku był, a to oznaczało, że już niedługo zobaczymy nasze dzieci, za którymi zdarzyłem się już stęsknić i chyba nie tylko ja, bo i Sorey często o nie pyta, chcąc je znów zobaczyć.
- Już jestem zdrów jak ryba - Stwierdził, dumny uśmiechając się do mnie głupkowato.
- Oho, no nie przesadzaj, jeszcze troszeczkę potrzebujesz, aby dojść do siebie - Odparłem, widząc po nim, że to stwierdzenie zostało za szybko rzucone, on jeszcze nie jest w stu procentach zdrowy, a to oznacza, że w każdej chwili może mu się pogorszyć, czego bardzo bym już nie chciał, obaj mamy chyba już tego dość.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz