Widząc zmęczenie malujące się na twarzy męża, westchnąłem cicho, podchodząc do niego bliżej, nie chcąc, aby spał na kanapie potem znów będzie połamany i nie swój a tego dla niego nie chce.
- Sorey, no już wstawaj, nie zostaniesz tu na noc - Mruknąłem, szturchając go w ramię, nie chcąc mu pozwolić tu zostać.
- Dobrze owieczko, tylko piec minut - Poprosił, wywołując u mnie ciężkie westchnięcie.
- No jasne - Nie dając się na to nabrać, pociągnąłem go do siebie, zmuszając do wstania z łóżka, mój mąż co prawda ledwo funkcjonował, ale był w stanie iść z moją pomocą do sypialni, kładąc się do łóżka, wtulając twarz w poduszkę.
Patrząc na niego przez chwilę, ucałowałem go w czoło, głaszcząc po włosach.
- Dobranoc kotku - Szepnąłem do niego, cicho wychodząc z sypialni, idąc zajść się domem, trochę nas nie było, a więc wypadało nadrobić to i tamto, a przede wszystkim wypadało zabrać się za koce, które były z nami w podróży, co prawda prać ich teraz nie chciałem, ale wypakować i przygotować na jutrzejsze pranie już tak.
Nie mając jednak zbyt dużo siły, wypakowałem wszystko, zanosząc do łazienki na górę, zażyłem szybkiej kąpieli, która zawsze była dla mnie mile widziana tym bardziej po tak długiej podróży bez dostępu do olejków i płynów pachnących.
Zmęczony, ale za to, jaki czysty, skierowałem się do sypialni, rozpalając kominek, chcąc, aby mój mąż był porządnie wygrzany, nawet jeśli mi troszeczkę będzie to przeszkadzało.
Kładąc się obok, nakryłem go porządnie dodatkowym kocem tak, aby przypadkiem zimno mu nie było, martwiłem się o niego i to bardzo a co jeśli będzie chory? Co, jeśli coś mu się stanie? Jeśli mój mąż z powodu tej wyprawy zachoruje, nie zgodzę się nigdy więcej pójść nad morze, najwidoczniej to miejsce nie jest dla niego, a jeśli nie jest dla niego to i nie jest dla mnie samego.
Całując go w policzek, położyłem się tuż obok niego, wtulając się w jego ciało, nie byłem zimny, a więc mogłem go grzać, nie jest to przyjemne być takim ciepłym, ale dla męża jestem w stanie się poświęcić.
Ziewając cicho, zamknąłem oczy, powoli odpływając do snu.
Pobudka była dosyć dziwna, mój mąż gadał coś do siebie, wybudzając tym samym ze snu.
- Sorey? - Wypowiedziałem jego imię, zaspany podnosząc się do siadu, zerkając na miejsce obok mnie.
- Miki - Powiedział moje imię, uśmiechając się do mnie, gdy jego oczy w ogóle na mnie nie patrzyły, on był w innym świecie, tak jakby majaczył.
Zmartwiony położyłem dłoń na jego czole, dostrzegając ten bijący od niego chłód, zmartwiony szybko wstałem z łóżka, idąc po ręcznik, który namoczyłem w gorącej wodzie, wracając z nim do męża, kładąc ręcznik na jego czole, podchodząc do kominka, aby go rozpalić musząc zadbać o temperaturę w tym pomieszczeniu.
Sorey coś tam sobie mówił, ale nie rozumiałem co, nawet podchodząc do niego, nie byłem, w stanie wywnioskować co on donie mówię, a może nie mówił do mnie? No i co ja teraz zrobić mam?
- Skarbie słyszysz mnie? Jak się czujesz? - Zapytałem, kładąc dłoń na jego policzku, mając wrażenie, że jestem dużo cieplejszy od niego, a to zdecydowanie nie zdarza się za często.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz