sobota, 11 listopada 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem, o czym on do mnie gada. On zachorował? Gorączki dostał? Czy on wie, że niemożliwe jest to, by dotrzeć nad morze w przeciągu jednego dnia? Przecież on nawet w połowie drogi nie będzie, nawet jak będzie leciał cały dzień i całą noc. Ale do niego chyba dzisiaj nic nie dociera. 
Nim się zorientowałem, Mikleo już zniknął mi z pola widzenia. Coś podpowiedziało mi, że jak najszybciej powinienem go zatrzymać przed opuszczeniem domu. Pobiegłem za nim i w ostatnim momencie chwyciłem jego nadgarstek, odciągając go od drzwi frontowych. Od razu też poczułem, że jego skóra była jakoś tak dziwnie... ciepła. Cieplejsza od mojej. Może nie byłem jeszcze najcieplejszy, owszem, ale okres, w którym to mój mąż był ode mnie cieplejszy minął już dawno. Widzę więc tu dwie możliwości. Albo moja Owieczka jest chora, albo jest pełnia. Z dwojga złego wolę tę drugą opcję, bo po dwóch dniach wszystko wróci do normy. Ale gdyby był chory? Oznaczałoby to, że bym musiał się nim zajmować jakiś tydzień, albo i dłużej. Nie miałbym z tym żadnego problemu, bardziej chodziło mi o to, że zobaczyłbym jeszcze później te moje dwa maleństwa, a ja naprawdę się za nimi stęskniłem. 
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? – spytałem, kładąc mu dłoń na czole, chociaż sam nie do końca byłem pewien, czy pytałem jego, czy może zadałem to pytanie samemu sobie. 
- Ze mną? Nic. Coś mi się wydaje, że to tylko pełnia, dzisiaj właśnie tak wypada. Ale nie martw się, pójdę nad morzem i jak wrócę, wszystko ze mną będzie w porządku – wyjaśnił, chcąc się wyrwać z mojego uścisku, ale mu na to nie pozwoliłem, mocniej zaciskając dłonie na jego nadgarstku. 
- A pamiętasz, co było ostatnim razem, jak zniknąłeś mi w pełnię? Nie mam zamiaru przechodzić przez to jeszcze raz, bo bez ciebie zamartwię się na śmierć – odpowiedziałem mu, przekręcając kluczyk w drzwiach i chowając go do kieszeni. Pewnie go to nie powstrzyma, ale przynajmniej troszkę spowolnię, co da mi trochę czasu na reakcję. 
- Ale mi nic nie będzie, nim się obejrzysz, a będę przy tobie – usłyszałem w odpowiedzi pełen nadziei głos. Mikleo chyba naprawdę sądził, że go puszczę, ale nie tym razem. Drugi raz tego błędu nie popełnię. 
- Mhm, i wrócisz mi po ponad dwudziestu czterech godzinach, cały posiniaczony i zakrwawiony. Nakarmię zwierzaki i pomyślimy, co tu z tobą zrobić. I jeżeli tylko spróbujesz opuścić dom bez mojej wiedzy, przywiążę cię do łóżka – ostrzegłem go, puszczając chwilowo jego dłoń. 
- Naprawdę? Przywiążesz mnie? Dawno nie bawiliśmy się w takie rzeczy – wyszczerzył się głupkowato, a ja potrzebowałem kilku chwil, by sens jego słów do mnie dotarł. Tak, w pełnię zdecydowanie nie jest sobą. 
Nie komentując jego słów poszedłem do kuchni, by zabrać się za przygotowywanie posiłku dla zwierzaków. Podczas tego zastanawiałem się, co by tu zrobić z Mikim. Zabrać go nad jezioro? Jak to ostatnio miało miejsce, to Mikleo mi uciekł. Może do miasta, na jabłka w karmelu? Podczas ostatniej pełni właśnie na nie Miki miał ochotę. Albo kupię mu jakieś słodkości. Jeszcze nie wiem, muszę z nim pogadać. 
Podałem zwierzakom jedzenie i po tym zauważyłem, że Mikleo coś kombinuje przy drzwiach na taras, które jeszcze pozostały zamknięte po nocy. Pięć minut, i już musi próbować, by się stąd wydostać... Z nim to chyba trzeba będzie troszkę bardziej dosadnie pogadać, bo inaczej nie zrozumie. Podszedłem więc do niego, chwyciłem za nadgarstek i popchnąłem go na ścianę, przyciskając go do niej. Nie za mocno, by nie zrobić mu krzywdy, ale i nie za lekko, by poczuł, kto tutaj dominuje. 
- Pamiętasz, co ci mówiłem odnośnie prób ucieczki? Teraz będę musiał cię ukarać – wyszeptałem mu wprost do ucha, trzymając ręce nad jego głową, kolanem drażniąc jego intymne miejsce. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz