Uśmiechnąłem się delikatnie na słowa mojego męża, a następnie ucałowałem go w czoło. Nie wiem, czy jest sens, aby mu odpowiadać, ponieważ Mikleo już zasnął, chyba troszkę mną wykończony. No cóż, sam chciał, bym go ukarał, więc bardzo wziąłem sobie jego słowa do serca. Wydawał się być całkiem zadowolony, ale jak tak teraz patrzę na jego nadgarstki, to nie wiem, czy to był taki dobry pomysł, są strasznie obtarte, na pewno będzie go to później boleć...
Mimo, że bardzo chciałem pójść, nie mogłem. Trzeba było w końcu znów nakarmić zwierzaki. I się nimi zająć. No i też może trochę posprzątać...? Skoro Mikleo spał, ewidentnie wykończony, mogę trochę tutaj podziałać. Poczekałem jednak jeszcze trochę, leżąc z nim w łóżku i gładząc go po ramieniu. Może i spał, ale i tak wolałem chwilkę tu poleżeć i mieć pewność, że jak już wstanę, to on jeszcze będzie tu spał przez długi czas.
Po kilkunastu minutach powolutku wstałem z łóżka, ubrałem się i opuściłem sypialnię, cichutko zamykając za sobą drzwi. Teraz, z czystym sumieniem mogłem zająć się wszystkim innym, a trochę do roboty miałem, zwłaszcza w pokoju naszych dzieci. W końcu już za dwa dni po nie idziemy, i co, miałyby spać w tak brudnym pokoju? Niby mogłem jeszcze to jutro zrobić, ale po co, skoro mogłem zrobić to dzisiaj? Teraz, kiedy Mikleo spał i mnie nie kontrolował, mogłem spokojnie działać i niczym się nie przejmować.
Po bardzo dokładnym wysprzątaniu sypialni naszych bliźniaków przekochanych należało zająć się zwierzakami, gdyż koty ewidentnie chciały obiad. Przygotowując kociakom posiłek usłyszałem ciche skomlenie pod drzwiami. No tak, Lucky był na dworze, a ja zamknąłem drzwi, by Mikleo mi nie uciekł, i było to bardzo mądrym ruchem, bo gdyby nie to, prawdopodobnie już by go tu nie było. A tak? Tak mój mąż śpi sobie grzecznie na górze.
- Przepraszam, Lucky, zapomniałem o tobie – powiedziałem, wpuszczając naszego pieska do domu. – Chcesz jedzonko? – dopytałem, już oczywiście gotów, by mu coś dobrego dać.
Piesek jednak miał inne plany. Podszedł do szafki, oparł się o nią przednimi łapkami i ściągnął z niej smycz. Czyli piesek chciał iść na spacer... ale nie wiem, czy powinienem. Miki spał, ale jak się obudzi, na pewno będzie pełen energii. I co, jak nie zdążę wrócić? Mikleo jest w takim stanie, że musi coś robić. Planowałem, by gdzieś go zabrać, na przykład nad jezioro, albo do miasta z nadzieją, na jakieś atrakcje, bo może być jakiś festyn, czy coś w tym stylu. A co zrobi Mikleo, kiedy się obudzi tu sam?
- Oj, Lucky, teraz nie możemy – odpowiedziałem cicho, drapiąc go za uchem. Piesek na moje słowa zaskomlał cicho. No i co ja z nim miałem zrobić? Powiedzieć mu nie? Przecież nie mogłem, serce chyba by mi w pół pękło. – No dobrze, pójdziemy na spacer. Ale taki szybki, bo musimy pilnować pana – zgodziłem się po chwili, przypinając smycz do jego obroży. To będzie naprawdę szybki spacer. I zamknę drzwi na klucz, by Miki się nie wydostał. No bo jak drzwi będą pozamykane, no to stąd nie wyjdzie. Klucze mam tylko ja, bo zapasowe są zawsze u Lailah, więc innej drogi wyjścia stąd nie ma. Tak mi się przynajmniej wydaje.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz