czwartek, 2 listopada 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Widząc i słysząc smutek mojego męża, poczułem się źle. To była moja wina. Wspomniałem mu o morzu, rozmarzyłem go i teraz te marzenia musi porzucić. Tego bym bardzo nie chciał. W końcu, zaproponowałem to wiedząc, że mu się spodoba. Musi być coś, co sprawi, że jakoś się wyrobimy, bo ja mu tego nie odpuszczę. Nie może być tak, że ja, anioł ognia, i to jeszcze jakieś dziesięć razy młodszy od niego widział morze, podczas kiedy on nie. 
- Jeżeli odpuścimy sobie ruiny, na pewno zdążymy. Poza tym, nie wiemy dokładnie, gdzie jesteśmy i czego tu szukać – zaproponowałem, przytulając go do siebie, chcąc go troszkę pocieszyć. 
- Nie jestem pewien, czy zdążymy – wyznał, ewidentnie tym zmartwiony. 
- Zdążymy. Trochę przyspieszymy, będziemy dłużej lecieć i na pewno zdążymy. Zrezygnujemy z ruin i będziemy mieć jeden dzień na plaży dla siebie. A jak dzieci będą większe, może je weźmiemy ze sobą kiedyś. Albo gdzieś wyprawimy i spędzimy nad morzem nie jeden dzień, a jeden tydzień, jak ci się bardzo spodoba – wyjaśniłem, poprawiając jego grzywkę, która wpadała mu do oczu. 
- A jak nie zdążymy? – podpytał, dalej martwiąc się o tę jedną rzecz. 
- Myślę, że Alisha wybaczy nam te jeden dzień, a dzieci nie zauważą – odpowiedziałem, po czym ucałowałem go w czoło. – Lecimy? Każda minuta się liczy – dodałem, naprawdę chcąc już ruszać.
- No dobrze – zgodził się w końcu, rozkładając swoje wspaniałe skrzydła. 
Swoją drogą, jak to jest, że on ma aż trzy pary? Lailah też ma trzy pary. A ja mam tylko jedną. To dlatego, że jestem najmłodszy? Od ilu lat wyrastają kolejne pary? Też chciałbym mieć trzy pary. Mógłbym wtedy chronić mojego męża jeszcze lepiej. A tak to mam tylko jedną, i niewiele mogę nią zrobić. Nie mówiąc o tym, że taka jedna para wygląda strasznie ubogo. I słabo. W końcu, kiedy ktoś zobaczy Serafina z tak wspaniałymi skrzydłami, od razu czuje respekt. No a obok stoję ja. Z jedną, mierną parą. Przecież to idzie się roześmiać, tak żałośnie przy tym wyglądam. Już nie myśląc na tym dłużej ruszyłem za nim, nie chcąc pozostać w tyle. W końcu ja naciskałem i ja jeszcze wszystko opóźniam... 
- Jutro w południe chyba powinniśmy dotrzeć – odparł Mikleo, kiedy późnym wieczorem, a tak właściwie nocą, zatrzymaliśmy się na polance otoczonej przez drzewa. Szukaliśmy czegoś lepszego, ale jak na złość, żadnej jaskini nie było. No nic, póki nie pada, jakoś przeżyję tę noc na dworze. 
- Nie chyba, a na pewno – powiedziałem, całując go w policzek. Mimo tego dalej wydawał się jakiś taki smutny, czego nie rozumiałem. To przez brak dostępu do wody? Czy może jeszcze coś innego? – Dzieje się coś? – dopytałem, siadając obok niego. 
- Nie, po prostu... zastanawiam się, co ty będziesz robił. No bo ja skorzystam z wody, a ty? Słyszałem, że morze jest zimne, nie wykąpiesz się w nim – powiedział ze zmartwieniem. A więc o to mu chodziło? Moje maleństwo za bardzo się mną przejmuje, za mało sobą. 
- Ja będę podziwiał wspaniałe widoki, i będę cieszyć się swoim szczęściem – wyznałem, uśmiechając się do niego szeroko. Nie jest to wiele, owszem, ale mi tam w zupełności to wystarczy. Zresztą, sam zaproponowałem wyprawę nad morze, wiedziałem, z czym się to wiąże i w pełni to akceptuję. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz