czwartek, 2 listopada 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Delikatnie zadrżałem, czując jego usta na swoim policzku, gdyż był on lodowaty. Strasznie lodowaty. Ja też już trochę tutaj zmarzłem, nie było tutaj za specjalnie ciepło, i jeszcze ten wiatr, ten okropny wiatr... nie mogłem jednak narzekać. Sam zaproponowałem taką podróż, i z konsekwencjami muszę sobie poradzić. Najważniejsze jednak, by mój Miki był szczęśliwy, a doskonale widziałem, że był. I to wręcz przeszczęśliwy. Chyba jeszcze w życiu nie widziałem go aż tak szczęśliwego. Tak, ten cały chłód i morska bryza na twarzyczka jest tego warty, nawet jeżeli ja po tej przygodzie miałbym umierać na przeziębienie, a coś czuję, że tak będzie. Na mój gust, trochę tu za chłodno dla mnie było. Czułem, jak ten chłód dociera wręcz do moich kości... a może tak tylko przesadzam? Może to reakcja mojego ciała na tak bliski kontakt z wodą? Tutaj tej wody było mnóstwo. I widok był niesamowity, zarówno jak chodzi o samo morze, jak i mojego przepięknego męża. 
– Proszę, Owieczko, dla ciebie wszystko – wyjawiłem, uśmiechając się do niego szeroko. Może było mi zimno, ale i tak cieszyłem się, że tu jesteśmy. – Nie chcesz jeszcze trochę posiedzieć w wodzie? – dopytałem, przyglądając się mu uważniej. Nie był tam jakoś bardzo długo, w końcu dopiero co tutaj przyszliśmy. Fakt faktem, zmarzłem przeokropnie, ale jakoś to przeżyję. Nie takie rzeczy się przeżywało. 
– Jest już noc, musimy iść spać. I musimy ci znaleźć jakieś miejsce z daleka od tego wiatru – wyjaśnił, wstając energicznie z piasku. Teraz on będzie pełen energii, a ja trochę taki markotny i bez życia... Nie no, nie będzie ze mną tak źle. Na pewno. Muszę po prostu odizolować się od wody. Następny dzień chyba spędzę na klifie, nie na plaży. Stamtąd widoki są równie piękne, a ja powinien czuć się troszkę lepiej. Mikleo dalej nie będę widzieć, ale tak w sumie, jak siedziałem sobie tu na piasku, też go nie widziałem. Wystarczała mi jednak świadomość, że on tam jest, no bo doskonale wiedziałem, że nic mu w wodzie się nie stanie. 
– Nie jest znów aż tak późno, możemy tu jeszcze zostać – powiedziałem, wstając z piasku, który chyba miałem wszędzie. Ale muszę przyznać, był to zupełnie inny piasek, niż ten, z którym mam na co dzień do czynienia, taki mięciutki w dotyku. Ciekawe, dlaczego tak jest... 
– Ja mogę, ale ty nie możesz. Chodź, gdzieś nieopodal widziałem jaskinię – pospieszył mnie, a ja posłusznie to zrobiłem. – Rozpalić ci ogień? – dopytał, kiedy znaleźliśmy się w tej jaskini, o której mówił, w kilka chwil rozkładając koc. Tak, energia to go teraz wręcz rozpiera. I jak ja sobie z nim poradzę? 
– Nie trzeba, Owieczko, bo tobie będzie za gorąco. A ja się tu okryję drugim kocem – wyjawiłem, uśmiechając się do niego delikatnie, siadając na rozłożonym kocyku. 
– Znajdę gdzieś suche drewno – odparł i nim się zorientowałem, już zniknął. Ciężko westchnąłem, po czym owinąłem się dokładnie kocem, opierając o zimną, nierówną ścianę jaskini. Spokojnie oczekiwałem na męża, ale on nie wracał i nim się zorientowałem, jakoś tak mi się przysnęło. To chyba przez to zmęczenie spowodowane podróżą, znacznie dzisiaj przyspieszyliśmy, i jakiś tak niewyspany byłem, chyba z powodu niewygodnego spania, bo takie łóżko w zamku, albo te u nas było tak cudownie wygodne, i mięciutkie, nie to co to tymczasowe posłanie tutaj. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz