Po porannym seksie czułem się całkiem nieźle, a już na pewno było mi cieplej. Może jednak nie będę chory? To tylko fałszywy alarm? Na pewno fałszywy alarm, który uruchomił się przez mnóstwo wody wokół mnie. W końcu co innego rzeka albo małe jezioro, a co innego morze, które ciągnie się aż po horyzont. Tak, to na pewno musi o to chodzić mojemu organizmowi, no bo o co innego mogło mu chodzić? A Miki dramatyzuje, bo za bardzo się o mnie martwi, a za mało o siebie. Bałem się, że za krótko był w tym morzu, powinien być w nim znacznie dłużej... Jak tylko następnym razem będziemy mieć trochę wolnego, znów musimy się tu udać. I to na dłużej. Chciałbym, by Miki mógł się tak porządnie tutaj wymoczyć. Przecież zazwyczaj spędzał w jeziorze kilka długich godzin. Wczoraj też spędził trochę czasu, ale jak dla mnie zdecydowanie za mało. Oby to się tylko na nim nie odbiło, bo wtedy nie daruję sobie, że dałem mu przepuścić taką okazję.
– Czuję się dobrze, Owieczko – wyznałem szczerze, rozkładając swoją mierną parę skrzydeł. – Zresztą, i tak nie mamy wyjścia. Musimy już ruszać – przypomniałem mu, gotów do drogi.
– Ale gdyby coś było nie tak... – zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć, tylko wpiłem się w jego usta, zagłuszając resztę jego słów pocałunkiem.
– Gdyby coś było nie tak, to ci dam znać. A teraz w drogę, dzieci pewnie się strasznie za nami stęskniły – przypomniałem mu, odsuwając się od niego.
– Masz rację – odpowiedział z uśmiechem, także ukazując swoje wspaniałe skrzydła.
Miałem nadzieję, że im dalej znajdę się od morza, tym lepiej ze mną będzie, ale jakoś sam nie byłem pewien. Mikleo zauważył, że jakiś taki chłodniejszy byłem, i strasznie go to martwiło, i dlatego też co noc rozpalał mi niewielkie ognisko co noc. A co z nim? Martwiłem się, że będzie mu tu za ciepło. Jeszcze niedawno cierpiał z powodu braku dostępu do wody. Co, jeżeli przez ciepło to się powtórzy? Mikleo mnie jednak nie słuchał, i uparcie powtarzał to noc w noc, aż do powrotu do domu.
– Po dzieci chyba pójdziemy jutro – zaproponował, otwierając drzwi.
– Masz rację, teraz nie ma sensu, one śpią – wymamrotałem, zmęczony i może tak ociupinkę zmarznięty. – Ale miło byłoby je znów zobaczyć – mruknąłem, mimo wszystko odrobinkę za nimi tęskniąc.
– Jutro już je zobaczysz – przyznał, wchodząc do środka i witając się z naszymi zwierzakami, które chyba bardzo się za nami stęskniły. – Jak się w ogóle czujesz, kochanie? – dopytał, odwracając się w moją stronę.
– Bardzo dobrze, trochę zmęczony jestem – przyznałem, siadając na kanapie i odchylając głowę do tyłu, ciężko westchnąłem, przymykając oczy.
– To jak zmęczony jesteś, to połóż się w łóżku, a nie tutaj – usłyszałem głos Mikleo, jakby był zza jakąś grubą ścianą, a przecież był tuż obok.
– Mhm, zaraz, tylko muszę chwilkę odpocząć – mruknąłem, nie za bardzo mając ochotę stąd zejść. Przecież tu jest mi tak wygodnie, i ciepło... No, może nie jakoś bardzo wygodnie, ale na pewno ciepło. I też tak niezbyt mi się chciało stąd wstawać i iść na górę, przecież to tak strasznie daleko było...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz