Nie byłem pewien, kiedy zasnąłem, ale obudził mnie główny płacz. Najpierw jednego dziecka, potem drugiego. Zaspany podniosłem się do siadu, niemrawo rozglądając się po salonie. Było już ciemno za oknem, a jedynym źródłem światła były zapalone świece. Mikleo stał przed kominkiem, wyglądał na szczerze padniętego i chyba próbował wytłumaczyć Hanie, że nie może ze mną spać. I jej się to nie podobało, przez co zaczęła płakać. A jak ona zaczęła płakać, to jej brat także. A przynajmniej z tego to wynikało, ale nie wiem, mogę się mylić, jeszcze tak niezbyt kontaktowałem.
– Pozwól jej – odezwałem się zachrypniętym głosem, zwracając tym samym uwagę Mikleo.
– Mówiłem ci coś o tym, masz odpoczywać – powiedział, biorąc tylko naszego syna na ręce, bo chyba miał problem, by wziął dwójkę na raz. I ja się mu nie dziwiłem, te maluchy może i wyglądały niepozornie, ale jak się tak oba chce naraz wziąć... cóż, może być problem. Zwłaszcza dla Mikleo, on w końcu jest taki delikatny, i kruchutki, a teraz do tego jeszcze zmęczony, więc to oczywiste, że on może mieć większy z tym problem niż ja.
– I będę odpoczywał. A Hana ze mną – wyjaśniłem, siląc się na uśmiech. Dziewczynka położy się obok mnie, a że widzę, że padnięta jest, no to szybko zaśnie. I wtedy zaniosę ją do jej łóżka, albo Miki to zrobi, bo ja przecież mam odpoczywać, podobnie jak to było z czytaniem Hanie. Nie rozumiem, czemu mi wtedy zabrał tę książkę, przecież dałbym sobie radę z przeczytaniem jej, tak jak teraz dam sobie radę z uśpieniem ich. Jestem w końcu ich tatą, muszę się nimi zająć, nawet jak jestem w stanie nie do życia.
- Tak! – odezwała się Hana, a cały jej smutek i płacz zniknął. Jak niewiele trzeba było, by moja księżniczka była ucieszona.
- Ja też chce – usłyszałem także smutny głos Haru, który patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi, lawendowymi oczami mamusi, pusząc lekko swoje jeszcze mokre poliki.
- No i widzisz, teraz oboje są – odpowiedział Mikleo, ciężko wzdychając.
- No to oboje ich mi tu daj – poprosiłem, wyciągając ręce w ich stronę.
- Daj mi znać, jak będziesz zmęczony, ja pójdę posprzątać kuchnię – mruknął po chwili mój mąż, kładąc na łóżku najpierw Haru, który już zaczął człapać w moją stronę, a potem pomógł Hanie wdrapać się na materac.
Pokiwałem głową na jego słowa, opierając plecy o oparcie kanapy. Czy zamierzałem go wołać? Absolutnie nie. Zajmę się naszymi maleństwami najlepiej, jak tylko w tym stanie będę mógł. Zresztą, po oczkach dzieci widziałem, że prędko mi tutaj padną. Wpierw przytuliłem synka, bo to on pierwszy się do mnie doczłapał, a następnie córeczkę, która do mnie przytuliła się znacznie mocniej, chyba bardziej za mną stęskniona. Cierpliwie gładziłem je po pleckach, odpowiadając na ich pytania. Kiedy poczuję się lepiej, co się ze mną dzieje, kiedy pójdziemy na spacer, kiedy przyniosę im coś słodkiego... trochę tego było, ale w końcu zasnęły, mocnym snem. I akurat wtedy Mikleo wszedł do pokoju, cały umordowany.
- Może położysz się na górze? Ja tu się położę z dziećmi – zaproponowałem, widząc jego cienie pod oczami i zmęczone spojrzenie. Skoro dzieci już tutaj śpią, to niech sobie śpią, a on się spokojnie położy w wygodnym łóżeczku. Przynajmniej go plecy nie będą bolały, nie to co mnie, no ale powiedzmy, że się do tego już przyzwyczaiłem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz