Czemu miałem siedzieć na tyłku? Przecież czułem się dobrze. Może nie najlepiej, bo jednak dalej było mi nieco zimno i z chęcią wtuliłbym się w poduszkę, kocyk i poszedł spać. Ale czy powinienem to robić? Absolutnie nie. Mam siłę, widzę całkiem dobrze, w głowie mi się nie kręci, nie jest mi słabo... więc skoro mam siłę, to powinienem działać, a Miki sobie mógłby przez ten czas spać. Przecież widać było, że był zmęczony. I ja się mu nie dziwię, przez trzy dni miał wszystko na głowie. Co prawda, wczoraj troszkę wczoraj mu pomogłem, ale nie zrobiłem za wiele. Dzisiaj za to zrobię znacznie, znacznie więcej.
- Bo nie muszę odpoczywać. Czuję się dobrze, mogę ci pomagać, a ty możesz odpoczywać. O, możesz iść na górę się położyć, bo tam jest wygodny materac. Czemu ty w ogóle tutaj spałeś? Na pewno plecy strasznie cię muszą boleć. Wiem, bo mnie też plecy bolą – mówiłem, troszkę zdecydowanie za szybko, no ale jak dobrze się czuję, to szybko mówię, proste.
Mikleo patrzył na mnie przez kilka długich chwil, a następnie westchnął ciężko i uderzył mnie w tył głowy. Nie użył do tego całej swojej siły, ale zrobił to na tyle mocno, że poczułem. Jęknąłem cicho z bólu, masując obolałe miejsce. Przepraszam bardzo, ale za co to? Co ja znów zrobiłem? Dzieci są umyte, nakarmione i przebrane, zwierzaki także są najedzone, po śniadaniu posprzątane, ja ogarnięty... chyba zrobiłem wszystko, co było do zrobienia. Dobrze, może nie wszystko, jeszcze trzeba posprzątać cały dom, no ale to zaraz.
- A to za co? – burknąłem, patrząc na niego spode łba. Czasem sobie na to zasługuję, owszem, ale nie dzisiaj. Dzisiaj całkiem dobrze mi poszło. Nie pociemniało mi przed oczami, nie zakręciło się w głowie... to dobry znak, czyż nie?
- Za głupotę – mruknął, patrząc na mnie ze złością.
- Ale to nie moja wina, że głupi jestem, taki się urodziłem – wymamrotałem, biorąc w ręce kubek z gorącą czekoladą, która naprawdę mi wyszła. A on jej w ogóle nie spróbował... no a ja się tak starałem dla niego. – Ale dzisiaj nic głupiego nie zrobiłem. Jeszcze.
- Nie zrobiłeś? Nadszarpujesz swoje zdrowie. Narażasz na niebezpieczeństwo siebie i dzieci. Pomyślałeś o tym, co by się stało, gdybyś zasłabł? Ty leżałbyś nieprzytomny, a dzieciom przez ten czas coś mogłoby się stać – wytłumaczył, podnosząc się z kanapy. – W tym momencie siadaj tutaj, okryj się kocem i wypoczywaj. Póki nie będziesz w pełni zdrowy, masz zakaz wychodzenia spod kołdry.
Muszę przyznać, troszkę mi się tu smutno zrobiło. Chciałem mu pomóc. Odciążyć go. Przecież widziałem, że był zmęczony, padnięty, więc pomyślałem sobie, że bardzo mu miło będzie, jak trochę mu pomogę. Czemu on się tak strasznie na mnie złości?
- Ale ja tylko ci troszkę pomóc chciałem. Zrobiłem ci czekoladę, by ci miło było. Widziałem, że zmęczony byłeś, i chciałem dzisiaj zająć się wszystkim innym, byś ty mógł sobie odpocząć – wymamrotałem, strasznie smutny z powodu jego słów. Ja to się tu tak dla niego staram, i takie słowa od niego słyszę... może ja stąd powinienem wyjść, skoro tak mnie tu nie chce? Pewnie by nawet mnie nie zauważy, że mnie tu nie ma.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz