Mając głowę na jego klatce piersiowej doskonale słyszałem bicie jego serca. I rytm ten był nieco szybszy niż powinien być. Musial być czymś lekko zestresowany, poddenerwowany, co raczej nie powinno mieć miejsca. Bo i co się stało? Chyba, że się już w tym momencie stresuje się jutrzejszym dniem, albo raczej jego początkiem, jeżeli nie obudzi się na czas. Dzisiaj to zaspanie zaskoczyło i mnie, i jego, no ale po prostu wszystko wskazywało na to, że potrzebował dłuższego snu. A ja nastawiłem się na to, że wstawać nie muszę, i że było mi bardzo wygodnie i ciepło, no to sobie smacznie spałem. Jutro jednak muszę wstać. Mam nadzieję, że Bunta będzie wiedział, dlaczego babka zleciła mu morderstwo swojego syna oraz jego żony. W listach nie znalazłem wymienionego powodu, ale może raz czy dwa spotkali się, by ugadać szczegóły? Jeżeli on nie będzie wiedział, pozostała mi konfrontacja z babką, co mi się nie uśmiechało. Nie dlatego, że się jej boję. Bardziej boję się tego, że nie wytrzymam i coś jej zrobię.
- Dopilnuję, byś się nie spóźnił – obiecałem, od niechcenia przesuwając palcem po jego dobrze zaznaczonych mięśniach brzucha. Lubiłem ten typ sylwetki, dobrze zbudowana, ale bez żadnej przesady. Idealna równowaga. A ja lubię rzeczy idealne.
- A jak też zaśpisz? – dopytał, gładząc moje plecy.
- Nie zaśpię. Mam wielką motywację, by wstać rano. Poza tym, Koda jest w domu, może nas nad ranem obudzić – przypomniałem mu, kreśląc kółeczka tuż nad jego podbrzuszem. Haru też powinien mieć motywację, by wstać i wyciągnąć z mężczyzny informacje, które tylko bardziej zacieśnią linkę na jego szyi. W końcu, przez niego stracił dwa miesiące z życia, a gdyby nie moje zawzięcie, pieniądze i znajomości, także byłby niepełnosprawny do końca życia, już nie mówiąc o bólu, który mu zafundował. Poza tym, to po prostu gnida w ludzkiej skórze, która na stryczek zasługuje i żadne pieniądze tego świata nie wykupią go z więzienia, już ja o to zadbam.
- Trzymam cię za słowo – powiedział, ciężko wzdychając.
- I się nie zawiedziesz. Ja zawsze słowa dotrzymuję. A teraz chodźmy spać, byś faktycznie nie zaspał – powiedziałem, na chwilę podpierając się na swoich rękach, by móc ucałować jego cudowne usta. – Powiedzieć ci coś, co ci się spodoba? – dodałem, chcąc trochę poprawić mu humor, który z jakiegoś powodu nie był najlepszy. A ja nie lubię, jak mój piesek jest smutny. Pieski są przecież tak wesołymi zwierzątkami, a jak są smutne, to znaczy to, że dzieje się coś złego i muszę szczególnie zwrócić na niego uwagę.
- Nie mogę się doczekać – przyznał, poprawiając kosmyki opadające na moje czoło.
- Wydaje mi się, że cię kocham – przyznałem, patrząc w jego oczy.
- Wydaje ci się? – powtórzył, ale jego usta uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Jestem pewien tak na jakieś dziewięćdziesiąt pięć procent. Nie wszystkie objawy, o których mi mówiłeś, się u mnie spełniają, więc mam pewną zagwozdkę, dlatego wolę być z tobą szczery – wyjaśniłem, czym, jakimś cudem, go rozbawiłem. Nie wiem, co w tym było śmiesznego. To była poważna analiza, nie ma co się z tego śmiać.
- Te pięć procent niepewności to tak mało, że można je pominąć w obliczeniach. Albo zaokrąglić do pełnej dziesiątki. Na jedno wyjdzie – wyszczerzył się głupkowato, a ja zrozumiałem jego aluzję. Cóż, wydaje mi się to sprawiedliwe. On już to mówił, więc w końcu moja kolej też musi nadejść.
- Znam matematyków, którzy by się z tobą nie zgodzili, ale mnie przekonałeś. W takim więc razie kocham cię. Na pewno – odpowiedziałem, przyglądając się mu z uwagą, czekając na jego reakcję.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz